1. Przybysz z gwiazd


    Data: 04.07.2020, Autor: EwaGreen

    ... chciała oswoić dzikie zwierzę i dotknęłam jego twarzy. Czarna skóra nieskazitelnie gładka, wydawała się twarda jak diamenty. Kontrast czerni i bieli, czegoś tak innego, a jednak nierozerwalnego fascynował. Zamrugał, w białych otchłaniach oczu pojawiła się jakaś szarość. Zmarszczył nos jakby zaciągał się moim zapachem. Chciałam cofnąć dłoń jednak nakrył ją swoją, przytrzymując w miejscu. Przejechał w dół sunąc po skórze przedramienia w pieszczotliwym ruchu, niosącym za sobą ciepło i dreszcz przyjemności, rozbiegający się po całym ciele. Mimowolnie westchnęłam. W mgnieniu Cień opadł na kolana i wspierając się nad moją głową uwięził mnie w klatce swoich ramion. Ciepło jego oddechu zatańczyło na moim policzku, a blask spojrzenia oślepiał. Nim jakakolwiek racjonalna myśl zdążyła wykiełkować w moim umyśle, jego twarde, czarna usta dotknęły moich. I zawładnęły nimi. Wplotłam palce w jego jedwabiste włosy, oddając pocałunek, przyjmując jego oddech przesycony czymś życiodajnym. Jego zręczne palce musnęły szyję, spłynęły niżej. Ostrym ruchem targnął sukienką rozrywając ją w strzępy. Byłam naga.
    
    Zatrzymał się na moment przyglądając mi się. Jego twarz zastygła w drapieżnym wyrazie. Czułam jak coś we mnie narasta, ogień, rządza kumulująca się w podbrzuszu i wypływająca ze mnie sokami roszącymi uda.
    
    Byłam gotowa.
    
    Cień także. Na wskroś mroku widziałam jego unoszącą się rytmicznie klatkę piersiową. Widziałam monstrualną, wzniesioną męskość. Widziałam, że jest w nim tyle samo z ...
    ... człowieka co i we mnie, ale on miał coś jeszcze, a ja chciałam to dostać.
    
    Rozchyliłam uda, a on wpadł między nie. Trącił spragnioną kobiecość, objął ramieniem w pasie unieruchamiając mnie, gdy targnęłam biodrami rażona rozkoszą. Otworzył wilgotne płatki kobiecości i zaatakował łechtaczkę. Krzyknęłam. Wsunął we mnie palec i kolejny próbując nieco rozciągnąć wąską szparkę, wcale nie porzucając clitoris. A ja odpływałam niesiona napływającymi falami rozkoszy. Czułam, że brzeg jest już blisko, zbyt blisko.
    
    Cień wycofał się, w jego oczach tańczyły tajfuny szarości i bieli. Pewnie nakierował męskość i wszedł we mnie powolnym zdecydowanym pchnięciem. Zachłysnęłam się uczuciem wypełnienia, rozkosznego rozciągnięcia, czułam każdy wypełniający mnie centymetr. Wycofał się i natarł ponownie, docierając jeszcze głębiej, gdzie nie dotarł żaden przed nim. Z moich ust ulatywały jęki z każdym ruchem przeradzające się w krzyk. Cień zamknął swe duże dłonie na moich piersiach złaknionych uwagi, zmieniając je w wybuchłe przyjemnością gejzery. Sunęłam śmiesznie małymi dłońmi po jego ramionach, piersi, sięgałam jego ust. Byłam na skraju, czułam, jak zaciskam się na nim w preludium orgazmu. Nagle uniósł mnie w ramionach, nabijając na siebie samą siła grawitacji. Zakwiliłam pod ogromem doznań. Zatrzymał się na moment, bym mogła uspokoić ciało i ruszył do galopu. Poruszał się coraz szybciej i szybciej, jakby chciał prześcignąć samo światło. A ja przyjmowałam go zmieniając się w supernową orgazmu. Z ...