1. Magia miłości


    Data: 17.07.2020, Kategorie: zwierzęta, ciąża, Fantazja Autor: Kosynant

    Droga prowadziła w dół, kamienistą ścieżką zagłębiając się w niewielką kotlinkę. Zjeżdżałem ostrożnie, dbając o to, aby moja Felicity nie stawiała kopyt w miejscach, w których kamienie mogły obsunąć się i doprowadzić do upadku. Klacz stąpała ostrożnie, ale i tak z każdym jej krokiem sypały się niewielkie kamienne lawiny. W końcu dotarliśmy do dna dolinki.
    
    Miałem nadzieję, że spłynie tu na nas chłodny cień, ale rozpalona kula słońca stała na niebie w samym zenicie. Upał był nieznośny. Żar lał się z nieba potokami. Oblepiał ciało, wysysał ostatnie krople wilgoci. Moje ciało przestało się już nawet pocić. To był zły znak. Powodowany jakąś rozpaczliwa nadzieją sięgnąłem do boku po bukłak. Odpiąłem go i uniosłem do ust. Oczywiście był pusty. Suchy jak wiór. Westchnąłem. Jeśli pośród tych skał nie odnajdę wody, będzie źle. Poklepałem Felicity po szyi.
    
    - No co, maleńka, bije tu gdzieś jakieś źródełko?
    
    Zsunąłem się z końskiego grzbietu, zdjąłem siodło i zrezygnowany rzuciłem je na rozgrzane kamienie. Nie było sensu, żeby Felicity nosiła je na grzbiecie.
    
    Klacz parsknęła cicho. Jej chrapy rozdymały się w niemym wołaniu o odrobinę wilgoci. Ona też cierpiała straszliwe katusze pragnienia. Parsknięcie powtórzyło się... Błysnęła mi nadzieja. Czyżby rzeczywiście moja wierna towarzyszka zwietrzyła wodę? Miałem nadzieję, że jej zwierzęcy instynkt nas nie zawiedzie. Poklepałem ją zachęcająco po szerokim zadzie.
    
    - No, śmiało, moja piękna. Dokąd byś chciała pójść?
    
    Ruszyła ...
    ... naprzód, ale nie podążała ścieżką. Przeszliśmy pod jedno ze zboczy, które wznosiło się pionową, kilkunastometrową ścianą, a potem poszliśmy brzegiem.
    
    Usłyszałem cichy szmer wody. Tak! Nie mogłem się mylić... Gdzieś tu, była życiodajna ciecz! Przeszedłem kilka kroków, aż w końcu zauważyłem. W niewielkiej niszy skalnej ukryte było maleńkie źródełko. Wybijająca ze skały woda tworzyła niewielkie oczko krystalicznie czystej cieczy. Zupełnie jakby głęboka, kamienna misa przygotowana była dla spragnionego wędrowca. Serce zabiło mi mocniej... Byliśmy uratowani? Przestraszyłem się własnej nadziei... To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe... W swoich podróżach widziałem już tyle bielejących kości nieostrożnych wędrowców... W tej przesyconej tajemnymi siłami krainie pozornie czysta woda mogła być skażona magicznymi truciznami.
    
    Rozejrzałem się uważnie... wokoło nie dostrzegłem żadnych szczątków... To by sugerowało, że nawet jeśli coś jest nie w porządku ze źródełkiem, to przynajmniej nie zabija od razu... Zresztą nie bardzo miałem wyjście. Nachyliłem się ostrożnie nad zdrojem. Poczułem tylko przyjemny chłód. Nic nienormalnego. Żadnego zapachu. To chyba była zwykła, świeża woda. Dotknąłem palcem jej powierzchni... I znowu nic. Moje rozpalone pragnieniem ciało rozpaczliwie krzyczało o odrobinę wilgoci. Felicity także przestępowała z nogi na nogę i wyciągała łeb w stronę źródła.
    
    - Trudno, raz kozie śmierć - pomyślałem - Mam nadzieję, że instynkt cię nie myli...
    
    Nabrałem w dłonie ...
«1234»