Burza (I)
Data: 19.07.2020,
Kategorie:
miłość,
biografia,
portugalia,
podróże,
Autor: gotcha
Odkąd pamięta bała się burzy. Wiedział to, mimo że prawie ze sobą nie rozmawiali. Widział jak próbuje ukryć swój strach krzątając się i porządkując wszystko jeszcze szybciej niż zwykle, a na jej szyi coraz gęściej pojawiały się kropelki potu. Przez skrywane pod zbyt dużym ubraniem jej drobne, jeszcze nastoletnie ciało raz po razie przechodził dreszcz. Na dźwięk grzmotu zamykała oczy. Jose przyglądał się jej z nieukrywanym rozbawieniem. Strzepując ciężką, metalową fajkę obserwował jak falują jej czarne, długie aż do pasa włosy. Jak kasztanowe, lekko skośne oczy rozglądają się nerwowo. Bawiło go, że ta młoda, rumiana twarzyczka nie patrzy w jego stronę, bo wstydzi się swojego strachu. Wiedział, że jej życie zależy od niego, że trzyma je w swoich dłoniach. Mógł je zniszczyć jednym zdaniem: ,,zwalniam cię”, a ona i cała jej rodzina umarłaby z głodu. To on był najpotężniejszym człowiekiem w wiosce. Ojcem czworga dzieci, mężem, właścicielem hektarów i wszystkich sprawnie działających biznesów w okolicy. Ona nie miała nic.
Sprowadzona do jego letniej posiadłości przez własną matkę nie miała wyboru. Musiała pracować dla tego człowieka, mimo, że od zawsze słyszała o nim przeróżne rzeczy. To od tej pracy zależało, czy jej malutka siostra nie będzie zasypiała głodna. Maria starała się ze wszystkich sił. Nie zwracała uwagi na upokorzenia, wytykanie jej młodego wieku czy braku umiejętności opieki nad gospodarstwem. Jej pracodawca był surowy, ale hojny. Nigdy nie zwlekał z wypłatą, ...
... nie żałował jedzenia, nie zabraniał odwiedzin u rodziny. Jose był mężczyzną honorowym. Mimo swoich pięćdziesięciu lat wciąż zachowywał wygląd i wigor młodzieniaszka, a jego doświadczenie i dryg do interesu pozwalały mu na życie w dostatku. Miał dość swojej marudnej żony, która po urodzeniu czwórki dzieci roztyła się niemiłosiernie i ciągle czegoś od niego chciała. Tu, w letnim domku na obrzeżach miasta miał swój azyl. Młodziutka Maria nigdy nie odważyłaby się postawić swojemu Panu. Była łagodna, cicha, wszystkie polecenia wykonywała z największą starannością. Naprawdę się starała i to podobało mu się w niej najbardziej. Nawet tego wieczoru, gdy burza zdawała się być zaraz nad ich domem, grzmoty rozbrzmiewały w promieniu kilku kilometrów, a strach paraliżował całe jej ciało – ona wciąż wykonywała swoją pracę najlepiej jak mogła. Jose nie mógł oderwać od niej wzroku. Pierwszy raz w życiu tak młoda osoba naprawdę mu imponowała. To właśnie to uczucie coś w nim obudziło. Nie mógł i nie chciał już dłużej się powstrzymywać. Wstał z fotela i szybkim krokiem podszedł do Marii, która drżąc i zaciskając zęby szorowała zabytkowy kominek. Jedną ręką złapał jej ramię i silnym szarpnięciem podniósł, tak, że jej twarz była tuż przy jego twarzy.
- Odwróć się – powiedział rozkazującym tonem.
Maria po raz pierwszy nie posłuchała. Zamknęła oczy, a łzy spłynęły jej po policzkach.
Jose nie czekał dłużej. Mocnym ruchem odwrócił i przyparł ją swoim ciałem do ściany. Jedną ręką sięgnął pod ...