Burza (I)
Data: 19.07.2020,
Kategorie:
miłość,
biografia,
portugalia,
podróże,
Autor: gotcha
... złowione przez siebie ryby. Miał osiem lat i prężnie prowadził swój pierwszy, mały biznes. Każdego dnia wstawał o czwartej nad ranem, by na prowizoryczną wędkę i własnoręcznie zrobione sieci złapać kilka dorodnych dorszy, krabów czy kalmarów. W tamtym czasie nie było to zadanie trudne; ocean obfitował w ryby, wody były czyste, a konkurencja niewielka. Ludzie skupiali się na roli i zwierzętach gospodarskich. Tylko dwóch rybaków we wsi miało kutry, które pozwalały na prawdziwy połów i mały Jose obserwował ich przez całe wakacje, by wiedzieć, jak najlepiej powinien wykonywać swoją pracę. Nie chciał pracować dla starych rybaków. Wszystko chciał robić sam, być swoim szefem. Złapane przez siebie o poranku ryby, zawoził na rowerze na targ do sąsiedniej wsi, gdzie był już znany i miał swoich stałych klientów. Wszyscy wiedzieli, że mały Jose ma tylko najlepszy i świeży towar. Wszystko co zarobił chował do skarpetki, po czym wskakiwał na rower, by zdążyć do szkoły na pierwszą lekcje.
Niestety z nauką już nie radził sobie tak dobrze. Miał problem ze skupieniem i utrzymaniem uwagi na tym, co mówi nauczyciel. Jego myśli wciąż podążały własnym torem. Wyobrażał sobie, że jest właścicielem fabryki, albo kapitanem wielkiego statku. Widział ...
... jak wypływa na szerokie wody i odkrywa nieznane lądy. Wciąż zastanawiał się w jaki sposób może zarobić pieniądze. Co powinien zrobić, by być naprawdę bogatym i zapewnić wspaniałe życie sobie i mamie.
Maria miała dziewiętnaście lat, gdy na skutek wypadku straciła prawą nogę. Nie miała pieniędzy by opłacić dobrego lekarza i jedyne co jej zaoferowano to ciężka, drewniana proteza. Początkowo ból był nie do wytrzymania, więc całe dnie spędzała w łóżku płacząc. Jej malutki synek przyglądał się jej z uwagą nie rozumiejąc, co się stało jego ukochanej mamie. Zawsze była taka silna. Całymi dniami pracowała w polu, gotowała, sprzątała i jeszcze uczyła go przeróżnych rzeczy. Była jak prawdziwa bohaterka. Nigdy nie chorowała, nigdy nie miała złego humoru. Każdego dnia witała go swoim pięknym uśmiechem i pocałunkiem. Jose kochał ją nade wszystko. Chciał być tak dzielny i mądry jak ona. Tego dnia jednak, nie rozumiał, co stało się jego mamusi. Podszedł powoli do łóżka w jej sypialni i niepewnie wyciągając malutką rączkę dotknął drewnianej protezy. Była zimna i twarda.
- Mamusiu… – powiedział cichutko.
Ta dziwna, nowa nie spodobała mu się. Patrzył jeszcze przez chwilę na swoją mamę i zdecydował, że od dziś to on będzie się nią opiekował.