1. Bard (II)


    Data: 10.10.2020, Kategorie: historia, legenda, prostytutka, Autor: nikt

    ... pobiegniecie szybciej od koni? Kawalerzyści tylko czekają aż nadstawicie im karku, zawahajcie się choć na chwilę a wyrżną nas do nogi. To wszystko.
    
    Oficer ujął pikę w dłoń i stanął pośrodku formacji.
    
    - Równaaaj szereg! Kusznicy będą strzelać do każdego, kto zacznie uciekać. Gotuj broń, nadciągają!
    
    Kawalerzyści rozluźnili lekko formację i przeszli w kłus. Wierzchowce nabierały prędkości, można było już rozróżnić herby poszczególnych rycerzy. Najemnicy zacisnęli palce na pikach i nerwowo przełykali ślinę. Evan stał w tylnym szeregu, strach paraliżował go całkowicie, w głowie kołatała się jedna myśl. "Nie łamać formacji, nie łamać formacji..."
    
    Sto metrów.
    
    Za plecami szczęknęły kusze, kilku jeźdźców zwaliło się z koni, jednak impet szarży zmalał tylko nieznacznie.
    
    Pięćdziesiąt metrów.
    
    Faltyzjanie zacieśnili szyk i pochylili lance. Z setek gardeł wyrwał się okrzyk bojowy.
    
    Dwadzieścia.
    
    Ziemia zadrżała uderzona dziesiątkami kopyt, czas niemal się zatrzymał.
    
    - Ani kroku w tył! - okrzyk dowódcy przebił się przez wrzask atakujących.
    
    Evan zacisnął zęby i zamknął oczy.
    
    Uderzyli.
    
    Kwik koni, wrzaski rannych, zgrzyt stali, dźwięk skruszonych lanc i pik, szczęk mieczy.
    
    Chaos!
    
    Impet pancernej szarży zmiótł pierwsze szeregi najemników, piechota zmieszała się z jazdą w potwornym uścisku. Początkowo wydawało się, że linia pęknie pod naporem konnicy, środek formacji zachwiał się niebezpiecznie. Lecz ściana włóczni skutecznie powstrzymała natarcie, ...
    ... Druga Faltyzjańska ugrzęzła wśród mrowia piechoty. Jeźdźcy dobyli koncerzy, zbierając krwawe żniwo. Jednak zmuszeni do walki w ścisku ginęli jeden po drugim. Ciosy włóczni, gizarm i pik znajdowały każdą lukę w pancerzu. Zielone pole spłynęło krwią. Evan niemal na oślep sparował cios miecza, ktoś za nim upadł na ziemię z rozrąbaną czaszką. Krew zalewała oczy ograniczając widoczność, jego pika dawno pękła pod naporem ciał i stali. Kłuł mieczem końskie brzuchy, przecinał pęciny. Zakuci w płytowe pancerze jeźdźcy nie byli w stanie odeprzeć spadających zewsząd ciosów. Szeregi obu stron topniały w zastraszającym tempie. Tylko szybujące wysoko na niebie sępy z radością obserwowały rzeź.
    
    Dźwięk rogu przebił się przez odgłosy bitwy, pozostali przy życiu jeźdźcy skupili się wokół i usiłowali wyrąbać sobie drogę ucieczki. Koncerze skutecznie przerzedziły las włóczni na tyle, by niedobitki Faltyzjan mogły się w popłochu wycofać. Evan nie widział ilu ich było. Piętnastu, może dwudziestu dumnych rycerzy czmychało przed grupą najemników. Generałowie i stratedzy jeszcze przez lata będą spierać się, co skłoniło sir Fuscha, dowódcę Drugiej Faltyzjańskiej Dywizji Konnej, do czołowego ataku na najeżone pikami pozycje najemników.
    
    Evan stał pośrodku pola bitwy, ból pulsował z ran na ramieniu i plecach, włosy miał posklejane mieszanką potu i krwi. Pustym wzrokiem rozejrzał się wokół. Zobaczył śmierć, poczuł jej metaliczny, lekko słodkawy odór. Chłód rozlał się po całym ciele.
    
    - Nie tym razem. ...
«1...3456»