1. Niewinność w świetle księżyca


    Data: 08.07.2019, Kategorie: zbiorowy, delikatny, namiętnie, tylko seks, swing, Autor: Pokątnie uściski

    Starałem się nie ruszać. I nie oddychać.
    
    Noc pełna była ciemności i gorąca. Nabrzmiała zapachem rozpalonej ziemi, wpadającym przez okno i oblepiona światłem księżyca, jak mokrą koszulką. Noc pełna była cykad, szelestu liści, oddechów wiatru i... czegoś jeszcze. Szelestu pościeli. Stłumionych westchnień. Walczących ze sobą ciał. W ciszy. W nocy.
    
    Starałem się nie ruszać. Noc zmagała się tak tuż przy moim boku. Rytmicznie. Skrzypnięcia materaca i kontra... Oddechu? Oddechów. I coś jeszcze. Miękko poddającego się ciszy. Coś jeszcze, oprócz zaciskających się warg i szarżujących języków, także grało w ciemności tej nocy.
    
    Poczułem, jak wzdłuż lewego boku żona ociera się bezwiednie o mnie unoszonym udem. Nie udało jej się ukryć głębokiego, charakterystycznego stęknięcia, a łóżko ustąpiło pod zwiększonym ciężarem.
    
    Ugięcia materaca stały się wyraźnie mocniejsze. Oddechy dwojga ludzi zaczęły świszczeć ostrzej — jękliwie, błagalnie i... regularnie. Wyobraziłem sobie usta zwarte w uścisku. Języki zamknięte jak w klatce. I już wiedziałem na pewno, co jeszcze wilgotnie grało w ciemności tej nocy.
    
    Uchyliłem powieki i ostrożnie zerknąłem na scenę rozgrywającą się obok.
    
    Żółta szmata księżycowego światła leżała na pogniecionej pościeli jak porzucona koszulka. Porzucona koszulka mojej żony trzymała się desperacko oparcia krzesła. Jej majtki, opierając się grawitacji, zwisały z wyprężonej stopy, kołysząc się jeszcze, pewnie z całym światem...
    
    Rozgorączkowany cień, wbity ...
    ... podbrzuszem między uniesione nogi, dzięki wydatnej pomocy, pozbywał się właśnie reszty swojej garderoby. Tylko naprawdę drapieżne zwierzęta potrafią tak gwałtownie i dziko pozbywać się futra upolowanej zdobyczy.
    
    Tkwiłem więc nieruchomo, niemy świadek, kamienna maska, cichy łowca na bezkrwawych łowach. Lubieżny obserwator. Koneser obrazu. Miłośnik srebra i czerni. Kolekcjoner oddechów.
    
    Zerkałem na połączonych kochanków, czując delikatny aromat rozgrzanych ciał, ich namiętność wibrującą w księżycowym pyle... Byli namaszczeni ogniem, wrzącym gejzerem, wulkanem rozbudzonym ze snu do niepowstrzymanej, bezwstydnej erupcji. Gdzieś tam między nimi, między biodrami, między dłońmi, przyparte do dna rozkoszy, jak do muru, drżały resztki świadomości. Nie miały szans, zatopione w morzu pożądania. Tonęli, łapczywie zaczerpując oddechów, tonęli, płonąc niepowstrzymanym płomieniem.
    
    Niesamowite jet obserwowanie ludzi zatraconych w miłości, dających sobie siebie, tak do końca, bez granic...
    
    Wtedy na prawym ramieniu poczułem niespokojny oddech i łaskotanie krótkich włosów. Wargi otarły się o koniuszek ucha, a pomiędzy nimi — gorący język. Czyjaś dłoń zachłannie przesuwała się po moim udzie. Wilgotny szept lubieżnie i niecierpliwie starał kryć się w ciszy, ale brzmieć tuż pod oddechami kochającej się pary.
    
    - Są tu już jakiś czas... nie chciałam cię budzić...
    
    Skinąłem głową, tylko odrobinę, nie chcąc spłoszyć tej nocy, tej sceny i tego księżyca. Dłoń, z początku delikatnie, teraz ...
«123»