Marta i tajemniczy ogród
Data: 11.03.2021,
Kategorie:
ogród,
pończochy,
upskirt,
Brutalny sex
Autor: historyczka
Marta z namaszczeniem nasuwała na nogi seksowne pończochy, z przejęciem podśpiewując:
Dobierała elegancką, rozkloszowaną spódniczkę, nie przestając nucić piosenki Jonasza Kofty.
Była bardzo podekscytowana: wreszcie zaczęły się wakacje - a ona, jako nauczycielka - zyskiwała tyle dni wolnego, trwa jej ulubiony miesiąc - czerwiec, ponadto zobaczy Dorotę, najlepszą przyjaciółkę ze studiów. Wreszcie ujrzy ten jej osławiony, magiczny, odziedziczony po zmarłym wuju, ogród. Pono najpiękniejszy między Wisłą a Bugiem.
Jakby tego było mało, podobno pozna tam jakichś mężczyzn. Nic o nich nie wiedziała. Dorota przez telefon powiedziała tylko tajemniczo:
– Na ciebie przypadnie dwóch.
Dlatego tak się teraz stroiła. Drogi stanik z misternej koronki… transparentna bluzeczka…
Boże! Jak ja dawno nie poznawałam nowych mężczyzn! Sto lat nie byłam na żadnej randce… – wzdychała.
Nawet stringi założyła najszykowniejsze jakie miała: bielusieńkie, tak ażurowe, że aż prześwitujące. To jasne, że przecież na spotkaniu żaden z facetów ich nie zobaczy, ale mając je na sobie, poczuje się bardziej kobieco, seksownie.
Martę od zawsze kręciły spore różnice wiekowe. Podniecały ją zarówno relacje z mężczyznami znacznie młodszymi, jak i istotnie starszymi. Na urodzinach Doroty spodziewała się raczej rówieśników, czyli mniej więcej trzydziestolatków. Jakże się zadziwiła tym, że na garden party przybyło zaskakująco kameralne grono. Poza narzeczonym Doroty, jedynie dwaj panowie. Obaj ...
... mieszkający po sąsiedzku. Pietrek, na oko siedemnasto-osiemnastoletni - wykonujący prace ogrodowe oraz Bartłomiej, około pięćdziesiątki.
Serce natychmiast zabiło jej żywiej, gdy tylko ich ujrzała. Obaj wydali się jej przystojni i postawni. Młody rumienił się, dukał, wyglądał na bardzo nieśmiałego. A Martę właśnie coś w takich urzekało… Za to pan Bartek, z nieustającym szelmowskim uśmiechem na twarzy, rozchełstaną koszulą, odsłaniającą owłosiony tors, pozował na typowego wsiowego donżuana. To też, na swój sposób kręciło kobietę, uwielbiała być adorowana, grać rolę słodkiej kobietki, opierającej się pozornie umizgom takich podrywaczy.
Dorota prezentowała ich z ożywieniem:
– Pan Bartłomiej to wielki przyjaciel mojego świętej pamięci wuja, który zginął w tym okropnym wypadku. Razem zakładali tenże ogród.
Marta dygnęła niczym grzeczna dziewczynka, nawet chwyciła dłońmi brzegi spódniczki. Donżuan wyślinił podaną na przywitanie dłoń, bezczelnie gapiąc się prosto w dekolt. Jego uśmiech przybrał obleśny wyraz, zdając się mówić: - "Dzierlatko, nic mnie nie powstrzyma. Będziesz moja!"
Gdy podawała rękę młodzieńcowi, ten jakby wahał się, co zrobić. Wreszcie nieśmiało wysunął drżącą dłoń do uścisku.
– To Pietrek – szczebiotała Dorota. – Co ja bym bez niego zrobiła?! Teraz to on pomaga mi utrzymać ład w ogrodzie.
Gdy podczas grilla Marta pomagała gospodyni, niemałą przyjemność sprawiały jej spojrzenia obu panów, śledzące jej krągłości przy każdym ruchu, zwłaszcza gdy pochylała ...