Pieczen dla dwojga
Data: 15.07.2019,
Kategorie:
Geje
Autor: orfeusz
Za drzwiami przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza. Potem dał się słyszeć potworny rumor. Pietras usiłował zapewne sprawdzić dyskretnie przez balkon, kto dzwoni. Pomylił dźwięk domofonu z gongiem przy drzwiach. Na wszelki wypadek załomotałem więc energicznie. Znów rozległ się hałas: w końcu czemu nie wejść drugi raz w to samo krzesło. Pietras zaczął się skradać po przedpokoju, symulując nieobecność. Zupełnie bez sensu, zważywszy na raban, jaki zdążył wywołać. Przekląłem w duchu pomysł robienia mu niespodzianek i uśmiechnąwszy się jak najpromienniej do wizjera, obiecałem sobie solennie następnym razem skorzystać z domofonu. Gniewne spojrzenie, jakim obdarzył mnie chwilę później, w pełni potwierdziło wszystkie przypuszczenia. Owinięty gustownym, acz obficie poplamionym fartuchem kuchennym, pod którym swoim zwyczajem niemal nic nie miał, w dłoni dzierżył starą szczotkę do mycia butelek. Ani chybi oderwałem go od intensywnych zajęć domowych. Wrażenie potęgował skutecznie intensywny aromat pieczeni. - Nie cieszysz się zbytnio na mój widok, jak mi się zdaje - zauważyłem uprzejmie. - Dlaczego, bardzo się cieszę - zaprzeczył automatycznie. - Zdawało mi się tylko, że umawialiśmy się jakoś później. - Owszem, za pół godziny - przytaknąłem. - Ale udało mi się pozałatwiać wszystko wcześniej, niż się spodziewałem... Przerwałem, bowiem Pietras wcale mnie nie słuchał. Ledwie zamknął za mną drzwi, już był z powrotem w kuchni. Odkręcił gorącą wodę i zabrał się do energicznego ...
... czyszczenia szklanego wazonu. - Myślałem, że się ucieszysz - powtórzyłem bez przekonania. - Przyniosłem nawet czerwone wino, półwytrawne, tak jak chciałeś... - Fajnie, fajnie, dzięki! - przerwał z roztargnieniem. - Ale jeśli chcesz czegoś, kawy albo herbaty, to się obsłuż, bo ja mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. W lodówce stoi sok pomarańczowy - krytycznie obejrzał wazon pod światło. - Może ci w czymś pomóc? - Czy ja wiem, chyba nie bardzo... Przecież nie będziesz robił prania? - spojrzał na mnie z nadzieją. - Z tego co słyszę, pralka chodzi...? - No tak, ale namoczyłem też trochę kolorowych rzeczy do prania ręcznego... - wystękał znad przypalonego garnka. Zajrzałem do łazienki. Obok wanny, do połowy wypełnionej wodą, kotłowało się sporo odzieży. - Przecież twoja pralka... - Wiem, pierze delikatne rzeczy, ale jakoś nie mam do niej zaufania. Poza tym tak jest szybciej. Symultanicznie. A jeszcze chciałem odkurzyć - w oku błysnęło mu nagle - podlać kwiaty, wyszorować sedes, wyfroterować podłogi... - Nie zapomnij tylko o malowaniu okien! - podpowiedziałem życzliwie. - O której przychodzi Jarek? - I wykąpać się… - dokończył z rozpędu. - Za godzinę, bo co? - Nic właściwie - westchnąłem w przeczuciu, że któreś z zadań i tak w końcu spadnie na mnie. - Pominę milczeniem fakt, że za pół godziny miałem się zjawić ja, ale jak, na litość boską, chciałeś to wszystko zrobić? - Zdążyłbym! - zapewnił z przekonaniem. - Na pewno bym wyrobił, wyliczyłem to sobie... - Słuchaj, wiem, że to pierwsza ...