Wlascicielka, vol 4: "On"
Data: 03.05.2021,
Kategorie:
BDSM
Autor: Konrad Milewicz
... Zostaje zapłodniona wcześniej przygotowanym zarodkiem, może być mieszanka mamusi i tatusia, może być czysta kopia rodzica. Taki dziedzic, prowadzony przez starszego siebie z dostępem do jego środków i możliwości, kontynuuje dzieło oryginału. Jedynym celem zwierzęcia jest „donosić” to dziecko. Dla kobiet to ulga od ciąży i samego porodu, co mama czasem rysuje jako jej najgorszy koszmar przeżyty dwa razy. Usługa była znana już wcześniej w podobnych formach. Sprzedaż dzieci za granice, suki rodzące dzieci właścicieli czy też podstawowy zabieg in vitro. Dzisiaj? Można zdefiniować płeć, zabezpieczyć przed potencjalnymi przyszłymi chorobami i przygotować wszelkie sprawy. A tata... On się na tym cholernie dobrze znał...
Sunia odciąga butelkę od buzi i znów obraca do mnie twarz. Ten jej malinowy, zadowolony dzióbek. Skoro nie ma glizdy, czemu jest szczęśliwa? Powinna tkwić w stanie obłędnej katatonii, jako pozbawiona choćby namiastki pierwiastka ludzkiego. Klony przechodzą po narodzinach obowiązkową lobotomie przy zakładaniu chipa, który przez program będzie odtwarzał „wzorce zachowań”. Może więc ona coś pokręciła? Unosi łapkę i dotyka mojego nosa. Nie jakoś chamsko, jakby z ciekawości. Cofa jednak równie szybko łapkę, nadal przykładając potylice do mojego barku. Nie, zdecydowanie nie córka. Nawet Oszka jest inteligentniejsza z wychowaniem przez tatę i Sarę. O i pachnie jak Coca-cola....
Zaraz, papierosy pewnie mi przytępiły węch. Nie, jej słodkie kudełki naprawdę pachną cukrem ...
... w płynie. Albo się oblała, chociaż to równie prawdopodobne co fakt, że Oszka kiedyś dostałaby okresu i zaczęła wyć, że krwawi „tam, gdzie fajnie się dotyka”. A jednak, to ten charakterystyczny zapach, który mógł jej nawet nadać imię. Nim uda się w to zagłębić, odkleja się od mojego ramienia i znów na kolanach przesuwa się na drugą stronę fotela, unosząc na kolanach jakby surykatki na filmie taty. Ciekawsko kieruje wzrok w tym samym kierunku.
Idą razem, chociaż wydaje się to bardziej przyjacielska przechadzka niż miałoby być tam coś więcej. Wyprostowane, trzymają się za dłonie i rozglądają. Dziewczyna z lewej ma podobną do Majki budowę, ale wielokroć drobniejszą. Pewnie jest wyższa nawet niż ja. Długie smukłe ramiona, idealnie czekoladowa sierść spleciona w dziewczęce warkoczyki, lekka opalenizna podkreślona komplecikiem z białego sweterka i spódniczki, uzupełniona cienkimi rajstopami. Widząc Cole, uśmiecha się zadowolona, może nawet się śmieje. Gdy jest blisko, widać jej równie brązowe oczy i obróżkę, plakietka każe ją nazywać „Brownie”. „Jak ze sklepu ze słodyczami”.
Kiedy jednak widzi się tą po prawej, ciężko już powiedzieć, która z nich jest tą ulubioną, najsłodszą. Ba, tą najciężej nazwać choćby suką. Nawet, jeśli nie są kneless i je ubrano. Popielaty brąz jej włosów skręcających się w falki, jeszcze dyskretniejsza opalenizna i najbardziej z nich dojrzała buzia. Wyraźniej już kobiece kształty skryte pod bladoróżową sukienką z jasnymi rajstopkami. Albo właściciel ma ...