Sex z nastoletnia dziewczyna
Data: 15.03.2022,
Kategorie:
Zdrada
Autor: orfeusz
... chodzenie po nich to moje nie zrealizowane marzenie z dzieciństwa. Było ciemno, pachniało papą, która parowała rozgrzana upałem dnia. Ten zapach miał w sobie coś namiętnego. Podała mi róże, uważnie by nie skaleczyć kolcami. Przymknęła zręcznie okno, potem wzięła kwiaty, a ja zostałem obarczony drabinką. Chwyciła moją wolną dłoń i zaskakująco pewnie prowadziła po wąskiej, drewnianej kładce. - Po co to wszystko? - zapytałem. - Zabiłby ciebie - mówiła tak bardzo nie swoim głosem, że uwierzyłem, że mówi prawdę. Czy to jej mężczyzna, jakiś szaleniec, a może tylko ojciec...? Najlepiej gdyby to był ojciec. Nie miałem kiedy pytać, przemieszczaliśmy się szybko, czasami po omacku. Na szczęście nie mam lęku przestrzeni, nawet się kiedyś wspinałem. Nagle uświadomiłem sobie, że chodzi po tych dachach swobodnie, jak po swoim mieszkaniu. Spróbowałem wyobrazić sobie nas w środku Warszawy, jak przemykamy się z drabinką i różami, w zamglonym blasku księżyca. Domy miały różną wysokość, ale znała wszystkie przejścia, musiała wielokrotnie przebywać tę drogę. W jednym z załomów muru wskazała miejsce, gdzie należy zostawić drabinkę. - Róże? - zapytałem. - No wiesz! - w jej głosie odnalazłem szczere oburzenie. Miałem wiele pytań, nie była w nastroju do rozmów. Miała jakiś cel i pewnie do niego dążyła. Balkon, w starym przedwojennym domu, nadkruszonym zapewne w czasie powstania, wisiał w miejscu osobliwym, tak blisko dachu. - To tu - powiedziała, jakbyśmy w końcu znaleźli odpowiednią kawiarnię - ...
... wystarczy spuścić się na rękach. Potrafię, a ty? - Wspinałem się - powiedziałem z odcieniem urażonej męskiej dumy, po czym dodałem ironicznie - ale zawsze mniej więcej wiedziałem po co schodzę ze szczytu, teraz nie wiem. - Ratuję nam życie - powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste. I tylko ktoś naiwny jak ja, mógł to przeoczyć. Pomogłem jej zejść na obszerny balkon, chociaż sama świetnie dawała sobie radę, była zręczna jak wiewiórka. Rzuciłem róże, a potem z młodzieńczym wdziękiem, tak przynajmniej mi się wydawało, zeskoczyłem na balkon. Za szklanymi drzwiami paliło się światło. Sam nie wiem, co spodziewałem się zobaczyć. Wiem co ujrzałem. To był wzruszający, realistyczny obraz. Dwoje starych ludzi siedziało przy okrągłym stole. Jedli kolację, zerkając na telewizor. Gruby, czarny kot leżał w pobliżu imbryczka z herbatą zwinięty w kłębek, ciepły, jak przed chwilą upieczony murzynek. Stary zegar na ścianie kołysał swoim złotym wahadłem. Zapukała w szybę. Mężczyzna odwrócił oczy od telewizora, odłożył widelec, spojrzał w ekran balkonu. Powiedział coś do żony, potem bez wahania podszedł by otworzyć drzwi, jakby oczekiwał przybyszów z nieba. - Dasz jej róże - szepnęła takim tonem, jak uczy się dobrych manier młodych chłopców. - No tak, domyślałem się, że to znowu Pani - powiedział starszy pan. Roześmiała się serdecznie, jakby odwiedzała o umówionej godzinie przyjaciół. - Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór, chcę Państwu przedstawić mojego przyjaciela... Mężczyzna nałożył ...