Kryzys tożsamości (II) - Wyższy poziom…
Data: 30.04.2022,
Kategorie:
cykl,
dwie kobiety,
różne,
Romantyczne
codzienność,
Autor: CichyPisarz
... dotykając niedbale odsłonięte części sromu. Zaśmiała się, kiedy towarzyszka odwróciła głowę wyraźnie zarumieniona. Dla świętego spokoju, złączyła jednak nogi i ukryła pofałdowaną i przeciętą bruzdkami okolicę. Urzekła ją postawa pracownicy, była taka urocza, kiedy się rumieniła, a ten wzrok, kiedy dostrzegła zabroniony oczom obrazek. Zdradzał, że jest na wskroś przyzwoitą kobietą, jak dla Katarzyny, w tym względzie, przeciętną, nudną.
W pracy udawały, że wciąż łączą je tylko relacje służbowe, chociaż czasem Kaśka przesyłała ukryty przekaz w ciepłym i sympatycznym spojrzeniu. Ułamek chwili po tym, znowu przybierała poważną minę wrednej szefowej.
- Wiem, po co przyszłaś - stwierdziła pewnie Katarzyna, kiedy otworzyła drzwi domu, a Marlena weszła do holu.
Gość nic nie odpowiedział. Może nie zrozumiała słów koleżanki, a może nie chciała udawać, że jest inaczej. Nie mogła zaprzeczyć, że coś magicznego, nieopisanego przyciągało do tej kobiety. Ich przyjaźń trwała już kilka miesięcy. W firmie nikt o niej nie wiedział, bardzo się pilnowały, by nikt nie zarzucał Kaśce faworyzowania koleżanki. Standardy panujące w korporacji nie pozwalały na takie relacje pomiędzy pracownikami. No może nie zabraniały, ale obie koleżanki uznały, że ukrywanie ich dobrych stosunków będzie dobrym pomysłem.
Zajęły się rozmową przy herbacie, zielonej Milk Oolong. Katarzynę za każdym razem zadziwiał jej smak. Klarowny, słomkowy kolor i aromat przypominający herbatę ze śmietanką, uwielbiała ją. ...
... Pilnowała, by zawsze mieć niewielki jej zapas. Gospodyni dopijała resztkę płynu, pozostawiając na dnie filiżanki nasączone i rozwinięte liście. Dopiero teraz dostrzegła, że filiżanka Marleny jest opróżniona, a trzyma ją w dłoniach, by ukryć zdenerwowanie. No tak, no przecież... - zaśmiała się w duchu, przypominając sobie, że to nie pogaduszki przywiodły koleżankę do niej, nawet rozmowa była trochę nijaka. Teraz była już pewna swojej intuicji, która rzadko kiedy myliła. Nawet się cieszyła, że tak wyszło.
- To chodź - zrobiła przywołujący ruch głowy, kiedy wstała i odstawiła filiżankę na stylowy stolik.
- Ale... - zrezygnowała z udawania niezrozumienia tematu i bycia zaskoczoną, choć początkowo właśnie to mówił wyraz jej twarzy. Nie umiała być taką bezpośrednią i otwartą, jak liderka. Jeszcze przez chwilę próbowała ukryć prawdziwy powód wizyty, ale zrozumiała też, że Katarzyna już wszystkiego się domyśliła.
- Przestań, chodź! - nakazała mającym ją zainteresować tonem głosu.
- Co ja robię, nie powinnam... Mam rodzinę, męża... - panikowała mówiąc do siebie.
W ułamku sekundy na jej głowę spadło dziesiątki myśli, głównie przygan i argumentów przeciwko temu, co ją tu przywiodło. Już kilka razy miała wybiec z tego domu, wytykając sobie głupotę za to, że tu w ogóle przyszła. Wstała gwałtownie, jakby szykując się do ucieczki. Usłyszała jeszcze, jakby przez ściany, głos dobiegający z piętra - "Idziesz?" Ruszyła trochę otumaniona i wciąż niepewna swojej decyzji. Po chwili ...