Szansa jedna na milion
Data: 17.07.2022,
Kategorie:
Sex grupowy
miłość,
Autor: Ravenheart
... najlepszych okazów w moich czworakach (czy jak tak się nazywa ten domek dla niewolników). Przychodziliby pokorni, niepewni swojego losu… aż do momentu, gdy oddawałabym się w ich ręce. Mrrr… dać się trochę sponiewierać brutalnym, wielkim łapskom. Ja – wrażliwa i delikatna, one – esencja siły i nienasycenia.
Wyobraźnia usłużnie podsunęła odpowiednią scenę, a moja dłoń tak jakoś niby przypadkowo zsunęła się niżej. Zmrużyłam oczy i poddałam się magii chwili… przez ostatnich parę dni nie miałam czasu na seks, a moja stęskniona cipeczka domagała się chwili uwagi. Widziałam się w wielkim, rodowym łożu z baldachimem, ujeżdżającą dziko spoconego, czarnego samca. Wokoło zgorszeni przodkowie przypatrywaliby się oniemiałym wzrokiem z olbrzymich portretów, jak moja drobna szparka przyjmuje nabiegłą krwią, czarną maczugę, zupełnie nie mając nic przeciwko temu mezaliansowi. Oczami marzeń widziałam, jak leżę potem w zmiętej pościeli, zmaltretowana, ciężko dysząc i próbując dojść do siebie. Mój kochanek musiałby ukłonić się i wyjść, a ja odpoczywałabym tak, z ociekającą, rozchyloną szparką, wyzywająco patrząc na nobliwych antenatów. Pieściłam się tą myślą, gdy nagle, tuż obok mnie zabrzmiał dzwonek.
Przestraszona, podskoczyłam do góry, kompletnie nie rozumiejąc, skąd taki wredny dzwonek na mojej plantacji. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to sygnał telefonu. Jak najbardziej współczesnego. Szlag by to trafił – wyrwanie ze świata kosmatych marzeń powinno być karalne! Sięgnęłam po ...
... słuchawkę. Dzwonił Jacek z informacją, że postara się skończyć wcześniej pracę. Tak jakby nie mógł zadzwonić za kwadrans – pomyślałam irracjonalnie. Nastrój, niestety, prysł. Chwilę leżałam z ręką w na wpół zsuniętych majtkach, ale nawet końcówka pornosa na DVD nie przywołała motylków w brzuszku. Trudno – jeszcze cały weekend przede mną. Zjadłam do końca śniadanie i w geście absolutnego buntu postanowiłam nie wstawać do południa.
Kiedy wreszcie postanowiłam ogarnąć życie, dochodziła druga. A ja jeszcze polegiwałam w wyrze, może nie śpiąc, ale na pewno nie do końca wykluta. Wypadałoby przedsięwziąć coś w ogólnie pojętym projekcie obiadu. Najlepiej, żeby to przygotować coś ekstra. Jacek mógł się niedługo pojawić – a za to cudowne, znalezione w lodówce śniadanko należało mu się podziękowanie.
Westchnęłam rozdzierająco, ubrałam się i wyruszyłam na zakupy. Na szczęście sklepik osiedlowy mamy wystarczająco dobrze zaopatrzony. Udało mi się nabyć w drodze kupna parę odpowiednich produktów, a ponadto namierzyłam boską kieckę w butiku. Będzie się w czym lansować. Kobiecie do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba – szkoda, że tak mało facetów to rozumie. Butik, podkreślam, zwizytowałam czystym przypadkiem. No, ale która rozsądnie myśląca kobieta zrezygnowałaby z takiej możliwości?
Zadowolona z siebie i ogólnie nastawiona pozytywnie do świata, wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do obiadu. Nastawiłam stymulujący zestawik na Spotify i dla kurażu chlapnęłam koniaczku. Było ...