Dodatkowa praca i problem z kluczami
Data: 20.07.2022,
Kategorie:
Brutalny sex
Autor: Dariusz Mioduski
W czasach po studenckich bardzo dużo pracowałem, żeby kupić sobie wymarzone mieszkanie. Nie mówię oczywiście o odłożeniu gotówki, aby kupić mieszkanie, a o zgromadzeniu środków na 20% wkład własny. Mniej więcej ok 60-70 tys. zł. Większość banków daje wtedy lepsze oprocentowanie niż w przypadku tych najniższych 10% (można zaoszczędzić nawet 100 tys. zł). Plan był taki – pracować na maksa przez 2-3 lata, nawet po 14 godzin dziennie z weekendami na dwa etaty i kupić to mieszkanie, żeby w końcu wyprowadzić się z domu rodzinnego, w którym ciągle mieszkałem. Może się wydawać głupie, że mężczyzna powyżej 25 roku życia mieszka z „mamusią” jak to się często pisze na różnych forach, portalach czy nawet kwejku. Pochodziłem z rodziny, gdzie nie było możliwości, żebym dostał od rodziców te pieniądze - sam zresztą uważam, że nie jest to ich obowiązek (mówiąc rodziców mam na myśli moją mamę, ojciec to bezrobotny alkoholik, który ma dwie lewe ręce). Poza pracą, z którą wiązałem przyszłość (w branży IT) podjąłem się dodatkowej w sieci sklepów z odżywkami na kulturystów. Praca prosta i godziny też mogłem dostosować tak, aby nie kolidowało to z moim podstawowym źródłem dochodu. Klientów było mało, ale jak już wpadał jakiś koksik to brał suplementów za kilka stów. Praca niestety była rozmieszczona w kilku lokalizacjach w mieście, a ja jako pracownik na umowę zlecenie musiałem pracować tam, gdzie akurat mnie potrzebowali. Ponieważ fluktuacja pracowników była tam duża to często dostałem godziny i ...
... często zmieniałem lokale. Po 8 miesiącach znałem już wszystkie lokale i klientów. Poza dwoma stałymi pracownikami kadra zmieniała się praktycznie non-stop. Wynikało to bardziej z podejścia milenialsów niż samej pracy. Tutaj szefa praktycznie nigdy nie było, czasem tylko zadzwonił czy trzeba coś kupić ze środków do dezynfekcji albo jakieś papierowe ręczniki. Zgadzała się kasa, zgadzał się stan towaru i wszystkie raporty to człowieka praktycznie nie było. Jedyne do czego można się przyczepić to paskudne czerwone koszulki polo z logo firmy, które musieliśmy nosić w czasie pracy.
W piątek jak zawsze wysłałem do szefa dyspozycję na przyszły tydzień i czekałem, aż dostane informacje czy będą jakieś godziny czy nie. Po kilku chwilach dostaje sms:
Witam, Pana grafik na tydzień 01.05-07.05
- poniedziałek – brak
- wtorek – brak
- środka – brak
- czwartek – 17:00-21:00 punkt ul. Kalwaryjskiej
- piątek – 17:00-21:00 punkt ul. Św. Tomasza
- sobota 9:00-21:00 punkt w Galerii
- niedziela 9:00-21:00 punkt w Galerii.
Spoko, czyli będę miał co robić, a przez pierwsze dni tygodnia tylko krótkie dniówki, ponieważ jedynie 8 godzin z pierwszej pracy. Trochę odpocznę.
W czwartek zgodnie z grafikiem obstawiałem punkt przy ul. Kalwaryjskiej, malutki pierdolniczek może z 12m2. Klientów przez długi majowy weekend żadnych, więc oglądałem „Nie zadzieraj z fryzjerem” na Netflixie. Głupią komedię, do której mam jednak sentyment. Gdzieś ok godziny 20:00 dostałem wiadomość na ...