1. Pragnienie


    Data: 31.08.2019, Autor: rogatybog

    ... oderwała się od jej głowy, a palce drugiej gwałtownie zacisnęły się na włosach, ściskając je mocno i odginając głowę. A wtedy schylił się i pierwszą ręką chwycił jej szyję, na tyle mocno, że gwałtownie straciła oddech. Jej twarz czerwieniała, kiedy wszystkie jej komórki krzyczały domagając się tlenu, a ona usiłowała spojrzeć przez napływające do oczu łzy – ach, jakże cudowna była, gdy rozmazany łzami makijaż spływał z jej oczu! – na jego twarz. I udało jej się dostrzec w jego spojrzeniu pytanie. Kiedy więc puścił jej krtań od razu na nie odpowiedziała:
    
    - Tak, jestem twoją szmatą, tylko two…
    
    Nie dane jej było skończyć. Ręka trzymająca ją za włosy docisnęła jej twarz do jego krocza, a te wypełniło jej usta. Poczuła go w sobie głęboko, lekko się krztusząc. I czuła, jak porusza się w jej ustach i gardle. A on miał okazję poczuć się zdobywcą. I był niczym Zeus posiadający Europę. Niczym Samson grzmiący potęgą swej siły i głosu nad Filistynami. A tak mu się to spodobało, że jeszcze raz odgiął jej głowę i jeszcze mocniej ją uderzył.
    
    A patrząc na nią leżącą na ziemi, piękną i rozedrganą od przechodzących przez nią dreszczy podniecenia podniósł ją i rzucił na łózko, przywiązawszy jej ręce do jego wezgłowia. Odpalił świecę, dość grubą świecę, zrobioną z wosku, owego wytworu pracy tych dzielnych robotnic, których roje unoszą się nad ukwieconymi łąkami. Odpalił knot i wsunął tę świecę w rozchylone usta swej bachantki, czyniąc z nich swoisty kandelabr. A ona już wkrótce miała ...
    ... zrozumieć, że za każdym ruchem głowy strużki gorącego wosku spłyną na jej boską twarz Fryne uchwyconej w posągu Afrodyty z Knidos. Nie odwracała więc głowy i nie patrzyła za nim, by ujrzeć, gdzie wychodzi. Nie widziała też, z czym wraca. Dopiero poczuła zacisk metalowych klamerek na swych piersiach. Och, ich chłód ją paraliżował, a ich ucisk sprawiał, że odruchowo poruszała się na łóżku, pozwalając świecy parzyć swą twarz kapiącym woskiem. Ta mieszanka gorąca, zimna metalu, bólu i przyjemności sprawiała, że traciła zmysły. A potem poczuła wielkie zimno w jeszcze jednym miejscu.
    
    Bo cóż… Nadal był Zeusem, ale ją chciał mieć teraz jak Ledę, na obrazie Bouchera. Zbliżył więc swe usta do jej rozchylonych ud i wszedł nimi w ten ogród rozkoszy, z radością w sercu wielką, niczym sir Galahad do komnaty Graala. Ale w ustach miał kostkę lodu, którą przycisnął do jej warg i łechtaczki i poruszał nią szybko, ocierając ją wszędzie i powodując, że zaczęła próbować zacisnąć uda i obrócić się na łóżku. Na próżno, nie udało jej się to, a ruchy jedynie wywołały więcej bólu górnej części jej ciała, tak cudownie łączącego się z rozkoszą, która zaczynała się budzić tu na dole. Wypluł gdzieś tę kostkę, czuła jej chłód na udach, ale czuła też jego zęby chwytające jedną z jej warg i puszczające po lekkim uciśnięciu. Czuła, jak jego język wbija się w nią i porusza, jak wychodzi z niej i okrąża wejście do jej wnętrza. Poczuła jak zaczyna gwałtownie rozchylać jej wargi, zmierzając w górę, miotając się ...