Niemoralna propozycja (VI)
Data: 17.09.2019,
Kategorie:
pończochy,
striptiz,
szantaż,
Autor: historyczka
... nadstawić tyłka?! Niedoczekanie!
- Nie. Nie dam ci się łachudro wziąć… – mówię cicho, i dodaję, ku swemu zaskoczeniu – chyba, że siłą…
Boże! Ty głupia cipo! – Rugam siebie samą w myślach. – Dlaczego ja mu to podpowiadam i dlaczego… tak cholernie się podniecam myślą, że posiadłby mnie siłą? Dlaczego?!
- Tak? – z przekąsem pyta Blagier – Na pewno? Mówisz tak, bo jesteś pewna, że tego nie zrobię? Ale ty jeszcze nie wiesz, do czego jestem zdolny. A mówiłem ci, że ja dostaję, czego chcę!
W tym momencie porozumiewawczo skinął na Antoniego, a ten natychmiast wybrał numer telefonu.
“Gdzie on dzwoni?!”
Po raz pierwszy w życiu tak mocno czuję, jak przechodzą mnie ciarki.
- Benek? Już, teraz. – Lakonicznie rzucił do słuchawki kierownik Surowy.
Mam ochotę uciakać, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Boję się, ale jednocześnie czuję, że ten strach mnie podnieca! “Benek? Czy to nie ten najpotężniejszy z tirowców?! Boże! Co oni zechcą mi zrobić?!”
W tej chwili otwierają się drzwi, a w nich rzeczywiście pojawia się chłop na schwał, niczym gladiator i jego kompan, którego ochrzciłam wtedy w myślach – “baryłeczką”, w berecie z antenką.
Czuję, że nogi mam jak z waty.
- To co, Marta? Dasz po dobroci? – Blagier pyta z taką obojętnością w głosie, jakby oba scenariusze interesowały go porównywalnie.
- Nie… nie… – szepczę cichutko, przełykając ślinę.
Jakaś część mojej duszy wręcz domaga się, żeby to nie było “po dobroci”.
- Panowie… to gdzie mi ją ...
... przytrzymacie?
Przerażona dostrzegam drapieżny wzrok dwóch podchmielonych kierowców. Idą powoli w moim kierunku. Nie uciekam. Czuję się jak na obławie. Czekam na bycie schwytaną.
Z lubością chwytają mnie za ramiona.
- Panie Tomku, przytrzymamy ci ją, gdzie zechcesz. Na każdym meblu będziesz ją mógł wygrzechotać. Jak trzeba, to nawet na żyrandolu! Ha, ha, ha!
- Przyprowadźcie ją tutaj, do tej komody.
Czuję się, jak prowadzona na rzeź. Ale nie opieram się im, bo wiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Na rzeź? Może raczej na rżnięcie… czy też, jak oni mówią – “grzechotanie”…
Pochylają mnie nad komodą, jednocześnie zmuszając bym się wypięła. Ten kanalia – Blagier – już stoi za mną.
- Tegom chciał! – zakrzykuje, niczym Kmicic w “Ogniem i Mieczem” – mówiłem, że dostaję to, czego żądam! Patrz. Nie chciałaś mi udostępnić swej dupci, a teraz patrz, jak ją potulnie wystawiasz.
W tym momencie czuję na pośladkach sążnistego klapsa.
- Auuua! Nie…
- Jeszcze dziś sobie pojęczysz… oj pojęczysz moja panno! Moja! – Z lubością Blagier wypowiada zwłaszcza słowo “moja”.
- Nie… nie… – szepczę. Choć zdaję sobie sprawę, że moje protesty mają charakter wyłącznie czysto symboliczny. Jednak, nawet tak nikły opór – podnieca mnie… podnieca, jak cholera.
“A więc zaraz ten łotr spod ciemnej gwiazdy dopełni upokorzenia nade mną… nad moją rodziną… najpierw zrujnował nas finansowo, teraz sponiewiera mnie w inny sposób… Do tego… zdewastuje moją dziurkę...”
Czuję jak podwija moją, ...