WSPOMNIENIA ŚLICZNEJ SUCZKI
Data: 30.05.2023,
Kategorie:
BDSM
Trans
Autor: akanah
... Ja jestem odważniejsza Kasia mniej, jak nie było w pobliżu Pana czy Pani to tuliła się do mnie. Podczas seksu czy innych sytuacji jesteśmy głośne. Kasia jęczy i piszczy wysokim głosem ja raczej stękam i krzyczę. Knebel jest na porządku dziennym. Ja jestem bardziej wytrzymała na ból, z natury jestem „maso” Kasia mniej a w niektórych okolicach ciała wcale. Za to lubi się „pastwić”, robi to z miłą minką. Powolutku wycofując cewnik galaretka ze strzykawki wypełniała kiszkę. Wreszcie cewnik i rozwieracz wyjęty. Teraz w cipkę była wpychana gruba kanka o dwóch balonach. Po napompowaniu wewnętrznego i zewnętrznego dupcia suni była uszczelniona dokładnie. Podłączony zostawał wielki wlewnik plastykowy z podziałką. Powolutku pusty brzuszek suni urastał, wśród, płaczu, pisków i jęków do monstrualnych rozmiarów. Ubywało siedem litrów u Kasi i prawie osiem u mnie. I znowu. Po odłączeniu rury od wlewnika i zatkaniu kanki, sunia powolutku podtrzymywana, stękają i dysząc wlokła wielkie brzuszysko na kanapkę. A następna gramoliła się na stół i rozwierała uda. Ostatnia lewatywa to praktycznie nie była lewatywa a płukanie. Przez rozwarta cipkę rozwieraczem był wprowadzany do końca kiszki gruby cewnik. Tym cewnikiem leciała woda i wylatywała z cipki na podłogę. Jak wylatywała taka sama jak wlatywała to był koniec? Sunia była czysta. Ponieważ takie codzienne płukanki pozbawiały nas pewnego rodzaju potrzebnych bakterii, minerałów i elektrolitów, więc trzeba było je uzupełniać w inny sposób. ...
... Dostawałyśmy jakieś tabletki i piłyśmy „brr” wstrętne zawiesiny. Gdy przychodził czas przerwy w zajęciach, przecież nie cały tydzień trwały, to przed pójściem do domu dostawałyśmy litr głębokiej lewatywy z roztworu kupki niemowlaka. Tak takiego do pięciu miesięcy, śliczny żółty kolor. Po zakorkowaniu, sunie jechały do domu. Nie wolno było tej lewatywy wypróżniać, musiała się wchłonąć. Gdy przygotowanie się skończyło, otwierały się d**gie drzwi z napisem „Sala nauki”, wchodziła Pani Zofia i zabierała nas. Spore pomieszczenie, jasno oświetlone, duże lustra ścianach. Ponieważ było nas dwie, więc wszystko prawie było podwójne. Dwa fotele do badań, ops! Do nauki, dwa szlafroczki, bardzo milusie. Porozwieszane i porozkładane przyrządy też niektóre w dwóch egzemplarzach. Czarna skrzynka z gałkami, światełkami i kolorowymi kabelkami na stoliku, Srebrno błyszcząca maszyna w wieloma długimi rurami gumowymi, obok masa różnej wielkości i kształtu plastykowych cylindrów. Oraz inne maszynki, co znałyśmy dobrze: pompa próżniowa z wężykami i kolekcją cylindrów a także diwie inne, które nazywałyśmy z Kasią „Ruchający Fred” – automat do ruchania z wymiennymi końcówkami. No, ale starczy zanudzania.. Ubrane w szlafroczki siedziałyśmy w kąciku pijąc sok lub inny napój do wyboru. Tak był tu nawet urządzony kącik, kameralny, ze stolikiem i czterema fotelikami, gdzie dochodziłyśmy do siebie po kolejnych etapach zajęć. A co myśleliście, że tylko seks i seks. Był czas na seks, ale i był czas na sprawy inne. ...