1. Łukasz


    Data: 27.07.2023, Kategorie: wieczór kawalerski, Geje toaleta, Autor: Łukasz

    Mam na imię Łukasz i jestem dwudziestosześcioletnim absolwentem wydziału prawa, a od niedawna pracownikiem jednej z najznamienitszych firm konsultingowych w Polsce. Mam blisko 180cm, jestem szczupły, ale fajnie zbudowanym dzięki treningom karate od 12 roku życia facetem. Ciemne włosy postawione na piankę, lekko owłosiony na klatce, ale od pasa w dół to już mocno... Zadbany, może nawet przesadnie, ale życie w wielkim mieście wymaga stylu. Na co dzień sportowa marynarka, koszula, ciemne jeansy i klasyczne, wąskie czuby. Orientacja - 100% hetero. W związkach miałem i wysokie wzloty i bolesne upadki, ale wszystko w tzw. normie.
    
    Był upalny majowy dzień. Jeden z tych pierwszych, które tak nakręcają nasze hormony i sprawiają, że wszystko kręci w okół jednego - seksu. Na wieczór byliśmy umówieni z kumplami na kawalerskie Michała. Tracił wolność dla Gosi, niskiej blondynki mocno przy kości. I z naprawdę wielkimi cyckami, jeśli wiecie o czym mówię. Michał twierdził, że połączyła ich miłość, my zaś, że połączyła chyba miłość meksykańska. Niezależnie od tego, oboje byli szczęśliwi, a ich święto miało odbyć się już za tydzień.
    
    Z powodu szeregu nieporozumień natury organizacyjnej na dzisiejszy wieczór nie było planu. W takiej sytuacji nie było innej możliwości jak uznać, że to właśnie najlepszy plan. Spotkanie naszej paczki o 20:00 przy rynku. Założyłem czarną, jedwabną, pasowaną marynarkę Cerutti, śnieżnobiałą koszulę ze spinkami, czarne jeansy i lakierki imitujące skórę ...
    ... krokodyla. Zanim wszyscy dotarli zdążyliśmy z Michałem usiąść pod pierwszym z brzegu parasolem i obalić po dwa zimniuteńkie piwa z beczki, komentując roznegliżowane na maksa kobiety, eksponujące swoje wdzięki na całym rynku i we wszystkich okolicznych knajpach.
    
    Około 21:00 w komplecie ruszyliśmy po klubach. Jak sfora wygłodniałych wilków wpadaliśmy do kolejnych dyskotek, najpierw uderzając do wodopoju, by po kilku głębszych rozpoznać dostępny na miejscu towar. A było z czego wybierać, uwierzcie. Małolatki w miniówach ledwo zakrywających majtki (jeśli w ogóle je miały), z dekoltami takimi, że nawet cycki narzeczonej Michała musiały ustąpić pola. Obok rasowe clubberki. Wylansowane i zdystansowane do reszty towarzystwa, kipiące seksem i czujnie wypatrujące ogiera na dzisiejszą noc. Nie żałowaliśmy ani sobie, ani im. Obracaliśmy wszystkie po kolei. Może i z różnym skutkiem, ale po takiej ilości alkoholu byliśmy niewzruszeni na porażki, za to bardzo napaleni na sukces.
    
    Musieliśmy się jednak pilnować, bo to był wieczór Michała i nie wypadało zniknąć nagle z
    
    jakąś nastką. Po północy mieliśmy już bardzo mocno w czubie. Trochę znudzeni już monotonią klubowych imprez jednogłośnie uznaliśmy, że wieczór kawalerski bez striptizu to blamaż. Michał niby się opierał, ale i tak każdy wiedział, że ma na to ochotę. Nie trzeba nam było już niczego więcej. Nasza sfora wpadła do najlepszego w mieście go-go. Styl ten co wszędzie, burdelowy neon, na bramce ponury kark w za małej marynarce, w holu ...
«123»