Oliwia JONS na Dzikim Zachodzie (I).…
Data: 02.12.2023,
Kategorie:
trupy,
indianka,
pojedynek,
dziki zachód,
Brutalny sex
Autor: Falanga JONS
Zostawiła konia przed wejściem do baru i ruszyła. Nie wyprostowała się, nie zmusiła do przybrania pełnej godności postawy. Wręcz przeciwnie. Uznała, że takie rozwiązanie przyniosłoby jej więcej szkody, niż pożytku. Wolała nie zwracać na siebie uwagi.
Oczywiście zwróciła. Ale tylko chwilową. Kiedy do baru, znajdującego się na rozstaju dróg, cztery mile od najbliższej miejscowości, Redlake, wchodzi ktoś, to siłą rzeczy przyciąga spojrzenia obecnych.
Tym bardziej, gdy jest uch dwóch. Oliwia zauważyła ich od razu, bo inaczej być nie mogło. Oni ją też. Spojrzenia zetknęły się na sekundę. Potem ona odwróciła wzrok, przemykając pod ladę. A i oni zajęli się swoimi sprawami.
Wyciągnęła z sakiewki dolara i cichym głosem poprosiła o piwo. W duchu modliła się, by bujne włosy nie wypadły spod kapelusza. Bo wtedy...
- Pewno dzieciak z farmy Adamsa – usłyszała niezbyt cichy głos dobiegający z ławki pod ścianą. – Może jego syn, ale gówno mnie to obchodzi, gadajmy lepiej o... - tu klient stłumił nieco głos.
Tak, to były chwile, kiedy dziękowała Bogu za to, że nie wyposażył jej w nazbyt obfite kobiece kształty. Była dość patykowata a biust niewiele różnił się od męskiej klatki piersiowej. Jedynym problemem były długie, rude włosy. Za nic nie pozwoliłaby sobie na ich ścięcie. Na szczęście, z trudem, bo z trudem, dało się je schować pod kowbojskim kapeluszem.
Usiadła pod drugą ścianą. Piwo w niezbyt czystej szklance smakowało średnio, ale nie dla piwa tu ...
... przyjechała.
Wycelowała wzrokiem w ladę, ale i tak widziała wszystko. Lata praktyki w sytuacjach, gdy od spostrzegawczości zależało wszystko, włącznie z życiem. Lata... Ile to już? Bo w sumie miała ich dopiero dziewiętnaście.
- Decyduj Kane – usłyszała, jak zarośnięty, czarnowłosy, wyższy mężczyzna, pewnie niewiele od niej starszy, podnosi nieco głos. – Omijamy Redlake i walimy z tym siodłem na zachód, czy wracamy do Arizony?
- Zbastuj Jerome – teraz odezwał się Kane, niższy, pewnie nieco starszy od towarzysza i nieco jaśniejszy, tak pod względem cery, jak i włosów. – Widzisz chyba...
- Nie pierdol Kane, to tylko dzieciak a nas tu i tak zaraz nie będzie – ale głos jednak był ciszej. Oliwia z większym trudem łowiła kolejne słowa. - Wczoraj zrobiliśmy ten numer z siodłem a teraz pękasz przed jakimś gówniarzem?
- Tak, czy siak, Jerome... W każdym razie, mamy ostatnią możliwość, by wrócić do Arizony z tym trofeum.
- Dlatego pytam cię o zdanie, Kane.
- Wystarczy przeliczyć raz jeszcze co jest do zyskania. Ile dostaniemy za inkrustowane srebrem siodło? Podobno w Kalifornii, tamtejsi bogacze mogą za to zapłacić nawet i sto dolców. To jest kupa forsy.
- Po pięćdziesiąt na głowę, Kane. Kawał drogi stąd, ale zapłata godna.
- Z drugiej strony możemy wrócić na drugą stronę Rio Grande, do naszych, do bandy Arizony. Jakoś wytłumaczymy się ze spóźnienia. Arizona zrozumie.
- Zrozumie, albo i nie. Wiesz, jaki on jest.
- Nie wiem Jerome, kurwa, nie wiem. Trzy lata siedzę u niego i ...