Weronika: Przygoda w górach
Data: 02.12.2023,
Kategorie:
bdsm
femdom,
przygoda,
Autor: Rakso Hardik
Mróz przenikał wywołując nieprzyjemny ból. Wbijał się lodowymi igłami aż w sam szpik, wnikał pod powieki... Każdy krok wydawał się nieludzkim wysiłkiem. Z każdym krokiem zapadaliśmy się w głęboki śnieg. Weronika szła tuż obok mnie. Już nic nie mówiła. Nie miała chyba siły. Dodatkowo, zimowe słońce zaczęło kryć się za szczytami. Przyszłość nie napawała optymizmem. Mogła być dla nas bardzo krótka. Ludzie miasta zagubieni w dzikich górach – trzeba było liczyć na cud, bardziej niż na umiejętności. W ciężkich plecakach mieliśmy sporo rzeczy, ale nic co by mogło się przydać, aby przetrwać zimową noc na odludziu. Perspektywa zamarznięcia napawała lękiem. Miałem tylko nadzieje, że w pewnym momencie ból mija, że człowiek po prostu zasypia.
Weronikę poznałem kilka dni temu. Została zatrudniona na stanowisku młodszego asystenta. Raczej milcząca. Typ odludka, mówiliśmy w pracy. Zdziwiłem się, kiedy okazało się, że jedzie na coroczną wyprawę w góry. Wyprawa w góry... tak naprawdę chlanie w ośrodku i leczenie kaca w miasteczkowych knajpach. Weronika była rozczarowana, gdy uzmysłowiła sobie naturę wycieczki. Dokładnie nie pamiętam jak to się stało, że zaproponowałem wyprawę. Taką prawdziwą, eksperymentalną. Byłem chyba wtedy pijany. Wycofać się jednak nie wypadało. Zwłaszcza, że Weronika była ładną dziewczyną. Dla takich... chociażby w zaśnieżone, dzikie góry. Bez mapy, bez znajomości terenu... odważnie. Niekoniecznie odpowiedzialnie.
Potknęła się. Pomogłem jej wstać. Czułem, że ...
... koniec się zbliżał. Po horyzont ciągnęła się lodowata, biała pustynia. Mordercza biel. Zbyt wielkie wyzwanie. Resztki nadziei, jak i resztki sił, dogasały. Widziałem, że Weronika powoli osuwa się w ostatni sen, wieczny sen. Nie wydawał się zresztą tak straszny. W porównaniu z męką jaką przeżywaliśmy zaczynał jawić się niczym wybawienie. Wybawienie od zimna. Od bólu.
Nagle dostrzegłem miodową poświatę osądzającą się na śniegu. Źródło światła biło zza pobliskiego wzniesienia. Przypływ nadziei wykrzesał ostatnie pokłady siły. Najszybciej jak potrafiliśmy ruszyliśmy w jego stronę. Wkrótce naszym oczom ukazała się gospoda rodem z dziewiętnastowiecznych opowieści. Drewniana, dwupiętrowa budowa o stromym dachu. Czuliśmy zapach gęstej zupy i pieczonego mięsa.
Uderzyła nas fala ciepła. We wnętrzu płonął ogień w kominku, przy którym stary siedział stary mężczyzna bujając się na fotelu. Drewniane stołu ustawione przy ścianach były puste.
Gospodyni, pulchna kobieta w średnim wieku, ubrana w różowy fartuch, podbiegła z okrzykiem jak tylko nas dostrzegła. Pomogła usiąść przy drewnianym stole, krzycząc do córki by podała grzańca i zupę. Drobna, młoda blondynka o bladych policzkach postawiała przed nami parujące kufle i głębokie miski.
Gorący płyn roztapiał zamrożone wnętrzności. Tajałem odzyskując siły. Podobnie Weronika. Policzki nabierały rumieńców a w zielonych oczach pojawił się specyficzny błysk.
- Biedaki – powiedziała gospodyni siadając naprzeciwko nas – pewniakiem się ...