Udawana randka Marty (II)
Data: 05.12.2023,
Kategorie:
udawanie,
randka,
elegancja,
Mamuśki
pończochy,
Autor: historyczka
... czego nie opowiadać na pierwszej randce. Pozwoli to zmniejszyć tremę. Co ważne! Nie zamartwiać się swoimi słabymi stronami. To prosta droga do stresu.
Kokieteryjnie poprawiałam włosy. Palcem zakręcałam sobie loczek za uchem.
Wytłumaczyłam Lubomirowi, jak ważną rolę na randce spełnia dotyk. Nawet przypadkowy. Udało mi się też go ośmielić, bo nawet zdobył się na to, żeby mnie objąć.
– Wyczuwam w panu duszę romantyka… - Czule szeptałam Lubkowi, patrząc prosto w oczy.
Pytał mnie, na co można sobie pozwolić na pierwszej randce.
- Czy można kobiecie położyć rękę na kolanie? – głos drżał mu, a wzrok biegał niepewnie, jakby posunął się za daleko.
– Ależ panie Lubku, wszystko zależy od kontekstu… Jeśli mężczyzna jest nachalny, i nagle, bezceremonialnie pcha łapy gdzie nie trzeba, natychmiast protestuję! Ale gdy wszystko odbywa we właściwym tempie, to co innego… No i każda dziewczyna jest inna, jedna pozwoli na niewiele, a druga nawet na to, żeby jej wepchnąć rękę pod spódnicę.
Ostatnim zdaniem świadomie prowokowałam. Uśmiechałam się przy tym, coraz bliżej przysuwając swoją twarz do jego. Chciałam… potrzebowałam takiej bliskości.
– Wobec tego, wszak spotka pan różne kobiety na swojej drodze, niech położy pan, panie Lubomirze rękę na moim kolanie…
Ze sporym wahaniem, ale zdobył się na ulokowanie tam nerwowo drżącej dłoni.
- Brawo! Jednak jest pan odważny!
Pochwała zbudowała go. Wyznał, jak bardzo był nieśmiały. Przez całe liceum kochał się w ...
... nauczycielce matematyki, pani Eli, niekoniecznie najurodziwszej, ale ewidentnie biuściastej okularnicy. Przez cały rok marzył, że zaprosi ją do tańca podczas studniówki. Wyobrażał sobie wieczorami tę chwilę, nie mógł się jej wprost doczekać. Jednak, kiedy przyszło co do czego, kompletnie zabrakło mu odwagi, by w ogóle do niej podejść, mimo, że koledzy obtańcowywali matematyczkę na parkiecie. Dziwna miłość do pani profesor przetrwała cały pierwszy rok studiów. Do wiosny. Wtedy zobaczył Elżbietę na ulicy, z wyraźnie zarysowującym się brzuszkiem. Poczuł się zazdrosny jak cholera, aż wreszcie uczucie wyparowało.
Żal mi się zrobiło nieszczęsnego studenta. Postanowiłam ośmielić go jeszcze bardziej.
- A teraz niech pan przesunie dłoń z mojego kolan na udo…
Młodzieniec otworzył szeroko oczy i zastygł nieruchomo. Dygocząca dłoń trwała w miejscu.
- Ależ śmiało… - uśmiechnęłam się – mówię zupełnie serio.
Powoli, bardzo powoli, ręka przesunęła się nieco wyżej.
- Brawo! Ale proszę jeszcze wyżej. Niech pan rzeczywiście złapie mnie za udo. Jakby na randce chwytał pan dziewczynę, która się panu szalenie podoba.
- Ale pani mi się naprawdę szalenie podoba… - wyszeptał, po czym bez pośpiechu, flegmatycznie, ale zrobił to. Jego nieśmiały dotyk sprawił mi nieprawdopodobną przyjemność. No i satysfakcję, że udało mi się go ośmielić. W duchu wręcz go ponaglałam: „Nie bój się… śmiało pakuj łapę pod moją kieckę!”
– Pani Marto, przepraszam, że zadaję pewnie głupie pytania…
- Ależ panie ...