U źródeł (I)
Data: 06.12.2023,
Kategorie:
Podglądanie
Pierwszy raz
Lesbijki
Autor: Allegra_Monte
Pytasz o pierwsze doświadczenie? Kiedy pierwszy raz poczułam te ciemne, słodkie drżenie ud, miękkość brzucha, mocniejsze bicie serca? Mówisz o tym, jakby to było nagłe odkrycie, jakbym w swej dojrzałości doznała objawienia. A przecież to tak nie działa. Płeć budzi się po trochę, od samego początku, najpierw jest to tylko przeczucie, niepojęte tabu, zaledwie przeczuwana rozkosz, z wiekiem staje się to coraz mocniejsze, bardziej dotykalne, aż wreszcie kobieta (dziewczyna) osiąga spełnienie. O jakie więc pierwsze doświadczenie ci chodzi? Czerwienisz się... A to przecież ja miałam się zawstydzić. Ale dobrze, opowiem ci troszkę...
Miałam kiedyś przyjaciółkę... choć to za dużo powiedziane. Nigdy naprawdę jej nie lubiłam, na pewno nie zwierzyłabym się z tajemnic, głębokich myśli. Była koleżanką, z którą spędzałam czas, zabijając nudę. Co ciekawego można robić w tak małym miasteczku? Nic. A już na pewno nic, kiedy jest się młodą panną. Dlatego prawie codziennie, bez większego entuzjazmu wychodziłam z domu, szybko przejeżdżałam skrzypiącym, zbyt dużym rowerem ojca przez naszą ulicę, wjeżdżałam na podwórze brudnej kamienicy, wbiegałam po schodach i pukałam do drzwi Sarotte. Czasami otwierał mi jej ojciec - nieprzyjemny, obleśny gbur, który z niechęcią wpuszczał mnie do domu. Kiedy wchodziła, zawsze czułam na sobie jego wzrok. Na szczęście nie nachodził nas w pokoju swojej córki.
Sarotte była w moim wieku, ale wyglądała na starszą. Drażniło mnie, że kiedy wychodziłyśmy czasami ...
... razem, chłopcy nie odrywali od niej wzroku, nie zwracając na mnie większej uwagi. Nie byłam głupia - wiedziałam, że uroda nie ma nic z tym wspólnego. Mężczyźni nie potrafili oderwać wzroku od jej sporych piersi i dużego (zbyt dużego moim zdaniem) tyłka. To nie jedna rzecz, która mnie u niej drażniła. Zawsze musiałyśmy zgadzać się na jej pomysły, zachowywała się wobec mnie, jakby pozjadała wszystkie rozumy i próbowała rozmawiać o dorosłych sprawach, jakby coś o nich wiedziała. "Wiesz, że Gunter podobno zbrzuchacił Francescę? Jak to jaką? Córkę rzeźnika!". Głupia kwoka. A jednak się przyjaźniłyśmy. Sama nie wiem dlaczego. Chyba z nudów. I tak jak można było przypuszczać, w końcu nasze drogi się rozeszły - wyjechałam do szkoły z internatem, a ona została i podobno wyszła za mąż za dwukrotnie starszego od siebie wojskowego.
Dlaczego o niej wspominam? A dlatego, że przez kilka miesięcy nasz związek wszedł na dosyć dziwne, nieoczekiwane tory. Było to tak:
Któregoś dnia, w maju - pamiętam zapach bzów i radość z nadchodzącego lata - późnym popołudniem poszłam wyciągnąć Sarotte na spacer. Nie miałam ochoty na samotną eskapadę, a Sarotte, przy całym swoim prostactwie potrafiła być zabawna.
Drzwi na klatkę schodową były otwarte. Wbiegłam na górę, po trzy stopnie naraz, zadzierając wysoko sukienkę i zapukałam w drzwi. Cisza. Żadnej odpowiedzi.
- Sarotte... - zawołałam nieśmiało, ale domyślałam się, że nikogo nie ma w domu. Wzruszyłam rozczarowana ramionami i zeszłam na podwórko. ...