Opiekun (II)
Data: 31.01.2024,
Kategorie:
wspomnienia,
Lesbijki
Autor: Lola
Poranek powitał mnie wpadającymi przez okno czerwcowymi promieniami słońca, męskim zapachem unoszącym się w powietrzu i smrodem przypalonej jajecznicy. Lekko podniosłam się i przeciągnęłam. Poczułam okropne pulsowanie w głowie. Od razu odezwało się moje sumienie. No proszę, wróciło do mnie skubane. Wplotłam dłonie we włosy i dotarło do mnie co wczoraj zrobiłam. Ponownie walnęłam się na poduszkę.
Ale ja głupia... - pomyślałam. Sięgnęłam po telefon, ale niestety sam z siebie nie naładował się. Przypomniał mi on od czego ta koszmarna i śmieszna sytuacja się zaczęła. Leżąc postanowiłam, że nie będę się narzucać, nie popełnię żadnego głupstwa, będę grzeczna, miła i uczynna i jakoś wytrzymam jeszcze te pięć dni. Byle do czwartku! Z westchnieniem wstałam, wzięłam prysznic, po czym założywszy moją ulubioną zieloną sukienkę zeszłam na śniadanie.
Zastanowiło mnie, który przypalił jajca, bo akurat tego, aby to była pani Lidia nie brałam pod uwagę.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się. Męska część miała tak grobowe miny, że myślałam, czy aby ktoś nie umarł. W jednym momencie pomyślałam o siostrze pani Basi.
- Zosiu, co zjesz? – pani Lidia zwróciła się do mnie zastygając z łyżką w ręku i wpatrując się we mnie. Przez cały ten czas uśmiech nie znikał z jej twarzy i wymiótł z mojej głowy przykre myśli. Przynajmniej ona wnosiła choć trochę ciepła do tego pomieszczenia, bo Tomek i Carlos nadal siedzieli jak zahipnotyzowani. Nie wiedziałam, czy byli obrażeni, wściekli, czy jeszcze ...
... coś innego. Chociaż nie umknęło mojej uwadze jak Tomek przelotnie zerknął w moją stronę. Zbytnio mnie to nie ruszyło. Spojrzałam w poczciwe oczy gosposi i dojrzałam w nich taką babciną miłość. Zresztą taką babcią już była. Dawałam jej pod siedemdziesiątkę albo nawet więcej. Siwe włosy zaczesane w kok, skóra pomarszczona pod oczami. Była niziutka i drobniutka, a jednak potrafiła tyle rzeczy zrobić i to bez niczyjej pomocy.
- Nie jestem za bardzo głodna... - spojrzałam na panią Lidię.
- Musisz jeść, zaraz coś ci wyczaruję. Zobaczysz, poprosisz o dokładkę. – znowu obdarzyła mnie tym ciepłym uśmiechem.
- Dobrze, zdaję się na panią. – odpowiedziałam równie miło, a potem odwróciłam się do kuchennej wyspy, przy której naprzeciw siebie siedzieli kuzyni. Uderzył mnie chłód, kiedy obaj spojrzeli na mnie w jednym momencie jak się sadowiłam. Również na nich popatrzyłam. Odwrócili wzrok z takim złem w oczach jakbym wypominała im wszystkie grzechy z całego życia. Przygryzłam tylko wargę i potrząsnęłam głową. Ten ruch przypomniał mi o bólu towarzyszącym od pobudki.
- A pani Lidio... ma pani jakiś lek przeciwbólowy. Głowa mnie boli. – skrzywiłam się, gdy usłyszałam za sobą prychnięcie, a potem szuranie stołkiem i w końcu kroki. Doskonale wiedziałam do kogo należało, ale kierując się zasadami ustalonymi jeszcze w łóżku nie zareagowałam.
- Już ci dam, ale najpierw musisz zjeść. Zaczekaj chwilkę.
Odwróciłam się i moja intuicja nie zawiodła mnie w co do osoby, do której należało ...