1. Sanatorium. Marta u chrześniaka


    Data: 29.03.2024, Kategorie: pończochy, dobieranie, kąpiel, podgladanie, szantaż, Autor: historyczka

    ... dyrektorze… jest pan zbyt szybki… – jakby dając do zrozumienia, że niczego nie wykluczam, ale "zdobywanie twierdzy" wszak wymaga czasu...
    
    Najwyraźniej, mimo że robił wrażenie nadto niecierpliwego, podobało mu się to, że trochę się będzie musiał postarać. Podobnie jak podobała mu się moja rola bezradnej kobietki, zadanej na jego łaskę. Chociaż dyrektor w sumie nic nie wskórał, to i tak z jego gabinetu wychodziłam w potarganej bluzeczce z rozpiętym guziczkiem i pogniecionej spódniczce…
    
    Gdy znalazłam się w ponurym, mrocznym korytarzu, za plecami usłyszałam komentarze chłopców siedzących na ławeczce. Mówili teatralnie ściszonym głosem, specjalnie, żebym dosłyszała. - Niezła dżaga. Pewnie dyro wziął ją porządnie na warsztat! - A jakie ma walory! Jak myślicie, dlaczego ma rozpiętą bluzkę…? - Boże, ależ mnie te teksty podniecały! Ciekawe co oni sobie o mnie myślą?! Czyżby wyobrażali sobie, że doszło do czegoś więcej?
    
    Postanowiłam ich zagadać. Może coś wiedzą o Maksie? Wiedziałam, że takie ancymonki nie muszą być skorzy do udzielania informacji, dlatego postanowiłam ich kokietować. Kołysząc kusząco biodrami, podeszłam do młodzieńców. Zaczepnymi uśmieszkami dowodzili swej zawadiackości. - Dzień dobry chłopcy... czy możecie mi coś powiedzieć o sprawie Maksia... jestem jego chrzestną. - Zrazu milczeli, patrząc wyzywająco. Gdy jednak słodko uśmiechałam się, kusząco łopocząc rzęsami, jeden z łobuziaków, jakby wyczuł jakąś okazję. - A... to ten młody! - I zasugerował, że dużo ...
    ... wiedzą i dużo mogą. Jakby chcąc wzmóc moją ciekawość, zapowiedział, że teraz nic nie powie, ale wieczorem, jeśli przyjdę do „salonu” czyli opuszczonego pomieszczenia z tyłu sanatorium, wiele się dowiem. Trochę mnie przeraziła wizja spotykania się z takimi gagatkami w niezbyt bezpiecznym miejscu, ale o dziwo, z drugiej strony, podnieciła mnie ta perspektywa: oto ja sama i kilku takich huncwotów w odosobnionym pomieszczeniu... - No dobrze... - udawałam, że waham się, ale wyraziłam zgodę.
    
    Od hojnego dyrektora dostałam klucze do pokoju gościnnego. Mogłam przenocować i to na koszt sanatorium. Poszłam się odświeżyć. Gdy przekroczyłam drzwi, ujrzałam dość przyjemnie, eklektycznie urządzone pomieszczenie, z przedwojennymi meblami, kominkiem i łożem. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Maleńki przedmiot przytwierdzony w rogu, między ścianą a sufitem. Oblały mnie poty. Przeraziłam się, że to jakaś minikamerka. Ale, o dziwo, ta myśl mnie jednak podnieciła. Czy może to, że taki napaleniec - dyrektor podglądałby mnie, być może nawet się onanizując? Pomyślałam wówczas, że przecież to działałoby absolutnie na moją korzyść! Szef sanatorium nakręcony na mnie, byłby o wiele bardziej skory do pomocy... A mi w to graj. Co mi tam! Przecież muszę się odświeżyć. Rozpięłam bluzkę. Miałam świadomość, że w tym włoskim staniku muszę wyglądać seksownie, że doskonale widać jak obfite mam piersi... Coś mnie podkusiło. Półgłosem wypowiedziałam słowa: - Panie dyrektorze... jaka szkoda, że to nie przed tobą tak się ...
«1234...7»