W rytm portugalskiego fado
Data: 04.04.2024,
Kategorie:
Incest
delikatnie,
Autor: Ravenheart
To był ostatni dzień przed moim wyjazdem. Mieszkałem sam, w moim niewielkim mieszkaniu w dużym mieście, którego nigdy nie poznałem na tyle, aby poczuć się w nim swojsko. Dobrymi studiami i ciężką pracą udało mi się zdobyć całkiem przyzwoitą pozycję zawodową - a choć moje dotychczasowe życie obfitowało w trudne wybory i wyrzeczenia, nie narzekałem.
Pochodzę z niewielkiego miasta, ale może właśnie dlatego w moim wnętrzu zawsze palił się wiecznie żywy ogień ambicji. To dzięki niej udało mi się "napompować CV" - i dzięki niej, miesiąc temu, dostałem bardzo obiecującą ofertę pracy w londyńskim City. Żadnemu z moich kolegów, ani znajomych z lat dziecinnych nie udało się dorównać mi kroku - ale z drugiej strony, oni mieli już często poukładane życie, rodzinę - a czasem nawet i dzieci. Ja byłem sam.
Nauczyłem się żyć samemu, choć parę razy zdarzały mi się takie czy inne romanse. Nie trwały one jednak zwykle długo, a zresztą ja nie jestem typem podrywacza ani playboya. W dodatku wszelkiego typu imprezy firmowo-pubowe, takie na których tworzą się i rozpadają kruche związki, uważam za pretensjonalne i prymitywne. Co może być fajnego w stadzie hałaśliwych facetów zalewających się piwem na oczach zblazowanych, pustych dziewczyn?
Cieszyłem się na wyjazd z Polski. Na stole już leżał bilet na samolot. Bilet w jedną stronę. Ze stojącej na półce wieży sączyło się smętne fado - ale subtelnie smutna nuta tej pięknej portugalskiej melodii zupełnie nie odpowiadała mojemu nastrojowi. ...
... Co pozostawiałem za sobą? Puste mieszkanie, w którym nie było niczego, do czego bym się przywiązał? Chciałem już zasiąść w wygodnym fotelu samolotu, odciąć się od wszystkiego, co mnie dotychczas otaczało.
W Polsce nie trzymały mnie nawet więzy rodzinne. Stosunki w moim domu były dość trudne. Wyprowadziłem się już w czasie studiów, w raczej zawiesistej i trudnej atmosferze. Oboje moi rodzice uważali, że jako najstarsze dziecko, mam obowiązek zostać w domu i pracować w małym, zapyziałym warsztacie. Rodzinnym warsztacie. W dodatku moja "ucieczka na studia" - jak to określano - stała się początkiem kryzysu w domu - bo i moja młodsza siostra również zaczęła domagać się prawa opuszczenia domu.
Na szczęście jej uczelnia nie była tak odległa, więc Magda przynajmniej raz na jakiś czas mogła odwiedzać rodzinny dom. Zresztą, dwaj moi najmłodsi bracia (których serdecznie nie znosiłem) zostali w gnieździe i zajęli się "biznesem". Gdy przeniosłem się do miasta, szybko straciłem z nimi kontakt - a i z rodzicami jedynie wymienialiśmy się grzecznościowymi telefonami w okolicy świąt. Ja byłem zbyt mały dla ich świata - a oni nie rozumieli mojej tęsknoty za przestrzenią, za wyzwaniem, za nowością.
Dziś miałem odciąć ostatnią pępowinę łączącą mnie z ojczyzną, przekazać klucze Magdzie - która znalazła tu pracę i przejmowała po mnie "kwaterę" - i koniec.
Dzwonek do drzwi był natarczywy, świdrujący. Zerwałem się z fotela i otworzyłem drzwi. Za nimi stała roześmiana Magda, moja młodsza ...