W rytm portugalskiego fado
Data: 04.04.2024,
Kategorie:
Incest
delikatnie,
Autor: Ravenheart
... może się dama pofatyguje do stołu, a ja, skromny szowinista, podam jedzonko?
Magda pokręciła głową i siadła do stołu. Wyciągnęła komórkę i szybko wystukała SMSa.
- Dałam znać Monice, że tak szybko nie przyjdę, bo mnie tu z honorami przyjmują. O, jakie dobre napitki tu serwują. Gruzińskie. - stwierdziła, gdy przyjrzała się butelce - A moje wino gdzie?
- Cierpliwości, będzie też - odparłem wyjmując gorące jedzenie z piecyka i nakładając na talerze.
- Też? - powiedziała oburzona - Czy ja mam się stąd wyczołgać? I nie nakładaj mi tyle, paskudo! Mało, że pijana, to jeszcze wyjdę z brzuchem jak bęben. Dla wojska tyle tego narobiłeś - narzekała, ale widziałem, że jest zadowolona.
Nalałem wino. Płomienie świec zatańczyły rzucając śliczne błyski na nasz stół. Z pokoju przesączało się smętne fado. Fado oznacza po portugalsku los; fado to nieuniknione fatum. Jak moja podróż. Jak rozstanie. Uniosłem kieliszek, wypełniony przepięknym, burgundowym trunkiem.
- Za co pijemy? - spytałem
Magda spoważniała.
- Za nas. Żebyśmy nie zapomnieli o sobie. Nigdy.
Zjedliśmy, rozkoszując się smakiem i delikatną, owocową słodyczą wina. Wspominaliśmy stare czasy, czasy pierwszych wypadów na papierówki do sąsiadów i poobijanych kolan. Świece spłonęły już prawie do połowy, a w butelce widać już było dno, a my nadal byliśmy małymi dziećmi ganiającymi się po podwórkach. Wstałem po drugą butelkę, choć lekko szumiało mi już w głowie. Magda także miała lekko szkliste oczy, ale nie ...
... wiedziałem, czy to efekt alkoholu, czy może smutek nadciągającego rozstania. Uzupełniłem kieliszki. Magduś blado się uśmiechnęła.
- Braciszku, źle mi będzie tu samej. Wiesz, widywaliśmy się tak rzadko, że mam uczucie, że prawie cię nie znam.
- Nie martw się, będziemy w kontakcie. A może po prostu przyjedziesz do mnie. Zobaczysz, jeszcze ściągnę cię do Londynu.
Westchnęła.
- Ech, i tak z tego pewnie nic nie będzie. Polej jeszcze, zatopimy smutki w winie. Wino i muzyka ukoją nasze westchnienia. Lej, Bachusie - dodała już z większym animuszem.
Wychyliliśmy jeszcze po kieliszku wsłuchując się w melodię. Nie rozumieliśmy słów - prawdziwe fado można śpiewać wyłącznie po portugalsku - ale tęskne słowa szarpały nasze dusze. Otworzyliśmy następną butelkę. Za oknem, powolnym, podstępnym krokiem skradała się noc.
W końcu Magda wstała i wzięła mnie za rękę.
- Choć braciszku, zatańczysz ze mną. Będę miała co wspominać...
Wstałem, choć nogi miałem ciężkie i miękkie. Przeszliśmy do pokoju. Magduś przytuliła się do mnie i, trzymając w ręku niedopity kieliszek, zaczęła się kołysać w rytm muzyki. Poddaliśmy się jej spokojnemu, nostalgicznemu prądowi. Tańczyliśmy, a smutek mieszał się z przyjemnością, jaką obojgu nam dawało poczucie bliskości.
Magda wychyliła resztkę wina i odstawiła naczynie. Zarzuciła mi ręce na szyję i oparła się o moją pierś.
- Jak przytulańce pod koniec studenckiej imprezy - pomyślałem
- Marek, czemu inni faceci nie są tacy, jak mój brat - ...