1. Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 21


    Data: 01.11.2019, Autor: Historyczka

    ... - Ależ mnie to wyznanie podniecało, nie mogłam uwierzyć! - Tak... dotykał mojego biustu... i tyłka... dość brutalnie...
    
    - I cipy? - Wyrwało się młodziakowi.
    
    - Tak... - Byłam coraz mniej zmieszana, wręcz poczułam ochotę opowiadania szczylom, jak brał mnie ich dyrektor. O dziwo, chciałam, żeby to słuchał też Maks. - O tak... niestety nie był delikatny także wobec innych mych miejsc...
    
    - A potem? Pani profesor pewnie rozłożyła nogi przed naszym dyrem? - Srogo patrzył na mnie Harry.
    
    Podnieciła mnie i ta sugestia - że dość szybko się oddałam.
    
    - Cóż... nie sugerujcie proszę chłopcy, że jestem łatwa... Nie dostał pan Hipolit tego, co chciał na talerzu...
    
    Wyrostki gapili się na mnie z przejęciem.
    
    - A ty, mój Maksiu, o co zapytasz chrzestną? - Nad wyraz uprzejmie zwrócił się do mojego nieboraka Harry.
    
    - Jjjaaaa? O niccc... - Wydukał przestraszony.
    
    - No to masz problem...
    
    W tym momencie draby trzymające Maksymiliana, znów tak mu wykręciły ramiona, że chłopaczyna aż zawył.
    
    - Mmmmam... już... mmam pytttanie... Chrzestna? Czy bardzo cię bolało?
    
    Wiedziałam, że z nimi nie przelewki, że celowo męczą Maksa, żeby mnie zmiękczyć. Jeśli szybko bym nie odpowiedziała, wykorzystaliby to natychmiast do kolejnej porcji tortur.
    
    - Cóż... Maksiu... bolało...bolało mnie bardzo.
    
    - A! Więc fujarka naszego dyra nie jest taka mała! Ha ha! - Rechotali.
    
    - Pani Marto, domyśla się pani zapewne, że tym lepiej potraktujemy pani chrześniaka, im lepiej poużywamy sobie na ...
    ... pani...?
    
    Przeszyły mnie dreszcze, przeszyło mnie to okropne słowo - "poużywamy", co to ja jestem? Lalka gumowa, w której mogą sobie ulżyć? A jednak... tu mają rację. Dadzą popalić biedaczynie, jeśli nie będę uległa.
    
    - Rozumiem... proszę was chłopcy, nie róbcie mu już krzywdy. Będę uległa... Możecie ze mną zrobić, co zechcecie...
    
    Nie da się opisać euforii młodych skurwieli, po mojej deklaracji. Harry tryumfował.
    
    - Zatem zapraszam panią do części reprezentacyjnej salonu!
    
    Sama podeszłam do skrzyni i koców. Fakt bycia spolegliwą, wywoływał u mnie niezaprzeczalne podniecenie.
    
    Harry ujął mnie za dłoń.
    
    - Wygląda pani wytwornie! W tej eleganckiej, czarnej spódnicy, w czarnych kozaczkach!
    
    Pomyślałam sobie, że na czarnym materiale i na takiej samej skórze cholewek, kontrastowo wyróżniałaby się biała sperma z tylu wytrysków...
    
    Prowodyr tych diablików grał dżentelmena. Pocałował mnie w rękę. Potem w policzek.
    
    - Niech się pani rozluźni, panno Marto, niech się pani poczuje, jak na randce... tyle że nie z jednym chłopakiem, a kilkoma. - Zaśmiał się diabolicznie. - No i na takiej bez kolacji i świec, czy tym podobnych dyrdymałów. Aha... no i bez zupełnie zbytecznej gry wstępnej... Po prostu, od razu wyląduje pani w łóżku...
    
    W tym momencie, niespodziewanie, popchnął mnie zdecydowanym ruchem na skrzynię. Celowo tak, bym wyladowała na niej na plecach. Pchnął mnie na tyle mocno że moje nogi powędrowały do góry... a szeroka spódnica zjechała na dół.
    
    - Panowie! ...
«12...101112...17»