Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 21
Data: 01.11.2019,
Autor: Historyczka
... nie kiwnęli palcem, żeby pomóc Maksymilianowi. Los chrześniaka zdawał się być przesądzony.
Gdy pochlipując pakowałam walizkę i zastanawiałam się, co rzec Maksiowi, podczas pożegnania, raptownie otworzyły się drzwi. Do mojego pokoju wtargnęło trzech chłopców, którzy dzień wcześniej pastwili się nade mną.
- I co paniusiu?! Obiecywaliśmy ci, że damy ci popalić, jeśli się okaże, że dawałaś dupy dyrowi.
Zaniemówiłam.
- Słyszeliśmy w nocy wszystko. Wiemy, że stary sprasza sobie do tego pokoju gościnnego różne dupodajki, no i zamontowaliśmy tu podsłuch. Nie wierzysz? No to posłuchaj...
Z włączonego dyktafonu rozbrzmiały bardzo głośne dźwięki. Rozpoznałam je doskonale. To był mój głos, a właściwie jęki…
- Oooochh... och... aaaaa... panie dyrektorze! Och... nie tak mocno... aaaa...
- A widzisz... suczko... jak porządnie cię ujeżdżam...? Obiecałem sobie, że wyrucham cię tak, że popamiętasz do końca życia!
Chłopcy śmieli się w głos.
- Wyłączcie to... proszę... - łzy stanęły mi w oczach.
- No dobra... skoro nie chce pani być w sieci... coś da się zrobić…
Jak na ścięcie, szłam z nimi do owego ich "salonu". Wiedziałam co mnie czeka, na "lodzikach" - jak to określali, się nie skończy. Będę musiała im się oddać.
Nie mam wyjścia, przecież jeśli takie nagrania trafiłyby do sieci, byłabym zrujnowana... moja reputacja, kariera nauczycielki, ległyby w gruzach. Niby gówniarze, a przecież już mężczyźni... Aż nazbyt znakomicie poznałam ich "sprzęty"... ...
... Teraz, każdy z nich znajdzie się we mnie. Odwiedzi moją norkę, by wykazać się tam młodzieńczym wigorem... Ach ja biedna... Jednak o dziwo, to biadolenie w myślach nad własnym losem, wywoływało we mnie niezwykłą ekscytację. Oto zaraz ulegnę kilku mlokosom... chłystkom. Przelecą mnie... zaliczą, jak pospolitą cichodajkę...
Przeżywałam to, oczyma wyobraźni imaginując sobie, w jaki sposób zechcą mnie posiąść. Przecież tam są same cegły i deski? Będę musiała się oprzeć o zimny mur ściany... podciągnąć spódnicę i... wypiąć? A może plecami będę dotykała chłodnej, kostropatej ściany, a każdy z nich wejdzie we mnie od przodu, by patrzeć mi w oczy, gdy penetruje moją cipkę. Wszystkie te wyobrażenia nakręcały mnie, podniecały...
Widzisz głupia piczko - rozmawiałam w duchu sama ze sobą - zawsze jarała cię róznica wieku - starsi panowie i młodzi grzdyle. No to masz! Jedno po drugim!
Wreszcie otwarli przede mną podwoje "salonu".
Ze zdumienia odjęło mi głos. Przygotowali się. Przy ścianie stała, na wpół rozwalona, stara skrzynia, przyłożona kocami i poduszką. Jednak nie to wywołało moje największe zdumienie. Obok stał... Maksymilian! Trzymany przez dwóch wyrostków.
Chlipał.
- Chrzestna... oni mi wszystko powiedzieli... Boże! Nie zgadzam się na to!
Próbował się wyszarpnąć, lecz gdy tylko dostał kuksańca w bok od pilnującego go pryszczatego młokosa, przestraszony, natychmiast przestał się stawiać.
Czułam, jak moje ciało omdlewa. Nie wiedziałam co zrobić... co ...