1. Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…


    Data: 19.04.2024, Kategorie: małżeństwo, Fantazja uwodzenie, siostry, śmierć, Autor: Agnessa Novvak

    ... prawdzie niewiele warte referencje jako takiego pomagiera od przynieś-zanieś-pozamiataj, tyle że każdorazowo trwało to nie dłużej niż kilka tygodni. Teoretycznie mogłam jeszcze poprosić Kristę lub Lusię, by wstawiły się za mną u Rojzy, lecz uniosłam się honorem… czy raczej zwyczajnym wstydem za to, co swego czasu narobiłam. Czy raczej nabroiłam.
    
    Ostatecznie jednak załapałam coś na stałe – niby jedynie jako kelnerka w lokalnej przyzakładowej stołówce, ale zawsze. Na dodatek pracowało mi się tam zaskakująco dobrze: mimo pozornej grubiańskości górnicy okazali się zaskakująco życzliwymi i dobrze wychowanymi klientami, a nawet jeśli któryś się zapomniał i rzucił zbyt soczystym komentarzem, zaraz był naprostowywany przez kierownika sali, stroszącego groźnie czarną jak sam węgiel brodę zza wysokiej lady. Do tego pensja była całkiem niezła jak na bieżącą, wcale niełatwą sytuację, a i moja nieco dystyngowana uroda, maniery oraz dobre nawyki wyrobione u Rojzy zachęcały do dawania napiwków. Tyle że coraz trudniej było mi wykrzesać z siebie jakiekolwiek chęci do czegokolwiek poza mechanicznym wypełnianiem obowiązków.
    
    I pewnie trwałoby to i trwało, a ja osuwałabym się głębiej i głębiej w bezdenną czeluść tęsknoty za Anielą, gdyby nie… Bynek. Tak, ten sam Bynek, który pewnego upalnego popołudnia tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwszego roku niespodziewanie stanął przede mną i jak gdyby nigdy nic zamówił obiad. A ja gapiłam się w niego jak cielę w niemalowane wrota, nijak nie ...
    ... mogąc pojąć, jakim cudem tak bardzo się zmienił w ciągu ledwie… ile właściwie go nie widziałam? Rok? Może półtora? Jakoś tak. Tymczasem prężył się przede mną już nie wiecznie spłoszony chłopaczek, a już wyraźnie męskiej postawy – choć wciąż niezbyt wysoki – młodzieniec w wybitnie pasującym mu roboczym stroju, uśmiechający się szeroko spod zawadiackiego wąsika koloru słomy. Nie zmieniło się tylko jedno: gdy nasze oczy się spotykały, wciąż rumienił się jak pensjonareczka.
    
    Z początku nie doszukiwałam się w jego wizytach żadnego drugiego dna, lecz im częściej zachodził na stołówkę – a nieraz przesiadywał tylko dla samego przesiadywania, spędzając całe godziny jedynie nad szolką tyju z kreplem – tym dłużej i coraz śmielej mi się przyglądał. Już nie jak ciekawski brat na psiapsiółkę siostruni, a młody mężczyzna na młodą kobietę. Wolałam jednak nie dzielić się owymi podejrzeniami, które przecież mogły okazać się jedynie grubą nadinterpretacją.
    
    Mogły, lecz wcale nie były, o czym przekonałam się nadto wyraźnie, gdy Bynek odwiedził mnie nie w czasie, a już po pracy. Ubrany nie w drelich, tylko wypucowany na glanc mundur, przepięknie kontrastujący głęboką czernią z bukiecikiem bielutkich kwiatów, który mi znienacka wręczył. Ja zaś zupełnie nie wiedziałam, co właściwie o tym sądzić, więc nieco zawstydzona przyjęłam prezencik i grzecznie podziękowałam. Potem zaś dawałam się zapraszać na jarmarki, do lunaparku czy kina, za każdym kolejnym wspólnym wyjściem czując coraz większe wyrzuty ...
«1234...23»