Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 19.04.2024,
Kategorie:
małżeństwo,
Fantazja
uwodzenie,
siostry,
śmierć,
Autor: Agnessa Novvak
... sumienia.
Wiedziałam doskonale, że postępuję niewłaściwie. Że nie powinnam spoufalać się za bardzo i robić mu wielkich nadziei. Że niezależnie od wszelkich starań oraz szczerości jego uczuć, Bynek był i miał być dla mnie tym samym synkiem, którego nie tak znowu dawno uratowałam ze szponów dwóch złodziejskich harpii. Fantastycznym kompanem, przy którym mogłam się równie swobodnie śmiać, jak i smucić. Być może nawet przyjacielem, bo nasza znajomość dość nieoczekiwanie rozkwitła na tyle, że zaczęłam mu się zwierzać z naprawdę osobistych spraw, podobnie zresztą jak on mnie. Ale, na Boga, nie ukochanym! Nie moim mężczyzną, któremu miałabym oddać serce, duszę i ciało! Po prostu nie! I mimo wielu prób nie potrafiłam wykrzesać prawdziwego pożądania ani w głowie, ani tym bardziej pod bielizną.
A jednak brnęłam w tę dziwną relację i brnęłam. Dlaczego? Być może z najprostszych i najbardziej samolubnych powodów – choćby takich, że znów chciałam być komplementowana i doceniania. Pragnęłam, by znów komuś na mnie zależało. Oraz, co także istotne, najzwyczajniej w świecie tęskniłam za byciem dotykaną… Dlatego właśnie nie tylko odwzajemniałam nieśmiałe z początku przytulania czy ukradkowe całuski, ale i nieraz sama je prowokowałam. Owszem, starałam się odwodzić Bynka od poważniejszych deklaracji, jednak robiłam to podejrzanie mało przekonująco, by się za mocno nie zniechęcił – stąd o moich problemach z byłym narzeczonym wspominałam jedynie zdawkowo, a kwestię Anieli pominęłam ...
... całkowicie, włącznie z samym jej istnieniem.
Byłam jednak w stu procentach uczciwa i szczera w kwestii, która miała zadecydować o całym naszym wspólnym „być, albo nie być”. Gdy więc Bynek raz czy drugi wspomniał o czymś poważniejszym niż chodzenie za rączkę, poprosiłam go o najszczerszą do tej pory rozmowę. I przyznałam się otwarcie do nie tylko do raczej oczywistego faktu, że zdecydowanie nie byłam dziewicą, ale przede wszystkim do problemów z zajściem w ciążę. I uprzedziłam, że będzie musiał wziąć pod uwagę całkiem prawdopodobną ewentualność braku gromadki dzieci. A przynajmniej ze mną.
Nie mogłam powiedzieć, by przyjął to wyznanie ze stoickim spokojem. Wyraźnie się zasępił, zamyślił przez dłuższą chwilę, po czym bąknął pod nosem, że potrzebuje paru dni do namysłu. Oczywiście się zgodziłam, fundując sobie przy tym jeden z najgorszych tygodni w życiu. Włącznie z tymi, które spędziłam oczekując na rozprawę Zdzicha…
Noc w noc nie mogłam spać, roztrząsając najpierw co się stanie, jeśli Bynek mnie zostawi, a później jeżeli jednak będzie chciał ze mną być. Praktycznie nie jadłam, dostając mdłości na sam widok czegokolwiek poza kawą, co zdecydowanie nie pomagało w pracy, polegającej przecież na roznoszeniu talerzy wypełnionych po brzegi roladami czy innym panczkrautem. Natomiast gdy już przebrnęłam przez kolejną katorżniczą dniówkę, najpierw chciałam lecieć do Gity i przyznać się wreszcie do wszystkiego, co się działo między jej bratem a mną, by po chwili chować się w ...