1. Syfiara


    Data: 24.04.2024, Kategorie: Zdrada realistycznie, Autor: starski

    ... godziny. Nie chciałem poganiać. Wreszcie Alicja domyśliła się, że mnie nosi i zarządziła, żebym odwiózł Izkę na służbę.
    
    Śnieg nie spadł jeszcze ani razu. Całkiem było ciepło jak na grudzień. Droga czysta. Jechało się dobrze. Jedyny szkopuł to Izka, której gęba nie zamykała się nigdy. Nie ważne czy kto odpowiadał, czy nie. Śmierdziało od niej piwem i przepoconym dezodorantem. Ważyła tyle, że szklanka starczyła, żeby mieszało jej się w gębie. Nie odpowiadałem. Nic mnie nie obchodziło, co powiedział dziadek, kim była Helena, czyj pies gdzie uciekł i kto co na to powiedział. Kiwałem tylko głową, skupiony na nocnej drodze. I całe szczęście.
    
    Mijaliśmy wieś, w której mieszkała moja znajoma, Hanka Wojtaszek.
    
    Jak Alicja odeszła do Przewoźniaka, widywałem się z nią, była moją koleżanką ze szkoły. Spotkaliśmy się przypadkiem w mieście. Zaprosiła do siebie. Jej mąż pływał, aż nie utonął.
    
    Znalazłem dom. Zaszedłem. Okazało się, że mieliśmy się ku sobie już w szkole, tylko ja potem zająłem się sportem, ona swoimi sprawami, a potem pojawiła się Alicja, a ona wyszła za tego marynarza... Ja nie zdradziłem Alicji, to ona zdradziła mnie. Tylko dlatego zrobiłem to z Wojtaszkową. Tylko raz. Dzwoniła, zapraszała, ale czułem się jakoś nieswojo w jej domu, do siebie też nie miałem ochoty zapraszać, bo teściowa i w ogóle, jakoś nie potrafiłem. Teraz, jak pomyślałem o Hance, zrozumiałem, że mogło być mi z nią nawet dobrze. Kot. Zahamowałem tak ostro, że Izka tylko dzięki temu, że przypięta, ...
    ... nie rozbiła się o szybę, do tego skręciłem instynktownie, aż zarzuciło nas bokiem. Samochód dobry. Nic nam się nie stało. Kotu też nic, skurwysynowi. I pomyśleć, że ten samochód sprzedał mi Przewoźniak i to po bardzo korzystnej cenie. Już wtedy kombinowali z Alicją. Może poczuł się winny i tak w ramach wymiany towarowej, sprzedał za bezcen. Śmieszyło mnie to potem, jak już się dowiedziałem, że wymieniłem kobietę za toyotę, miałem nawet sprzedać, ale samochód dobry. Zatrzymałem.
    
    - Jezzussmaria, ale pan zahamował!
    
    - No.
    
    - Co to było?!
    
    - Kot. Jebana jego rasa. Nic ci się nie stało?
    
    - Nie, ale tak mi serce wali, że chyba je zaraz wyrzygam.
    
    - Mi też.
    
    Tacy byliśmy wystraszeni, że jak nam przeszło, dostaliśmy ataku śmiechu.
    
    - Panie Mirku, niech pan lepiej zjedzie ze szosy.
    
    - Tak. – Dopiero sobie uprzytomniłem, że stoję dalej w poprzek drogi. Guma z opon śmierdziała jeszcze bardziej niż oddech dziewczyny. Ruszyłem powoli, ale adrenalinę miałem jeszcze w organizmie, jak kiedyś na ringu. Zjechałem na żwir zakola, na którym zawracały autobusy. Zatrzymałem samochód, żeby ochłonąć. Wyłączyłem silnik. Siedzieliśmy w ciszy. Izka patrzyła na mnie, ciągle szczerząc zęby w uśmiechu. Dyszała piwem i farszem z pierogów. Przechyliła się i pocałowała mnie w usta.
    
    Pasy rozpinaliśmy po omacku. Rozłożyłem szybko siedzenie i wlazłem na jej stronę. Zadarłem chude nogi i ściągnąłem z płaskiej dupy brudne, szare dresy. Poczułem smród skarpet tuż przy twarzy. Kroksy spadły i ...
«1234...»