Arystokrata (IX)
Data: 30.04.2024,
Kategorie:
Brutalny sex
zbiorowe,
upokorzenie,
niewolnik,
Autor: violett
... wystawiłem rachunek, odebrałem należność…
– Doprowadziłeś do tego – przerwał mu zarządca. – Uczyniłeś wszystko, aby do tego doszło. – Rozgoryczenie na twarzy mężczyzny było aż nadto wymowne, a w oczach czaiło się nieme oskarżenie. – Rachunek, należność… o czym ty, do cholery, mówisz?! To nie jest zabawa smarkaczy, tutaj nie da się posprzątać zabawek i zapomnieć o wszystkim! Robert, niszczysz ludzi – mężczyzna widział, jak Rays się spina i zaciska zęby, a oddech przyspiesza – niszczysz Justina… Za co? Za kogo? W imię czego? – Przerwał na chwilę, aby dać Robertowi czas na zastanowienie, lecz charakterystyczne dla Raysów przymrużenie nabierających ciemnozłotej barwy oczu świadczyło, że jego słowa wywołały inny od zamierzonego skutek. – Dosyć już zła, nie można tego tak ciągnąć w nieskończoność. A moje sumienie pozostaw mnie! – zarządca ostatnie słowa pogardliwie rzucił w twarz przyobleczoną w maskę obojętnego znudzenia.
Bez wątpienia wyprowadził młodego arystokratę z równowagi. Przez chwilę milczeli, ważąc siły i gotowość do dalszej konfrontacji. O ile młodszy walczył ze sobą, aby nie dać ponieść się emocjom i potraktować z szacunkiem wiernego towarzysza, to Martin starał się wbrew rozumowi dotrzeć do człowieka, jakim był dawniej jego wychowanek.
– Obwiniasz mnie za wszystkie zło tego świata, ale to nie ja rozpętałem to piekło… – pierwszy odezwał się Robert – a zapomniałeś, gdy potraktowano mnie jak kundla… Mnie! – roześmiał się krótko i okrutnie. – Nie tylko mnie! Nas… ...
... pamiętasz? Nie znaliśmy dnia ani godziny, sami byliśmy jak parszywe psy. Czy to nie było złe? Nikt nie podał ręki… O, przepraszam, jeden Sanders – poprawił się zacietrzewiony – i też musiał za to zapłacić. Dźwignęli się szybko, bo to duża i potężna rodzina, ale my też wstaliśmy z kolan i przyszedł czas na regulowanie długów… Wystawiłem rachunek i zażądałem zapłaty, takie było i jest moje prawo… I nie wyskakuj mi tu z jakimś niewolnikiem, to trybik w machinie, którą w ruch wprowadził ktoś inny, a jego być albo nie być na pewno nie sprawi, że to monstrum się zatrzyma. Za wszystko trzeba płacić!
– Ale nie w taki sposób! – Martin, choć musiał przyznać rację Raysowi, nie był w stanie pogodzić się z pewnym faktami. – Doszedłeś już do granicy, po przekroczeniu której można zrobić każde świństwo. Chcesz tego? Robert, tego właśnie pragniesz?
Rays zrobił dwa kroki do tyłu. W tym momencie spłynęło na niego odprężenie, uczucie rozluźniania się mięśni i nagły przypływ sił; to właśnie sprawiło, że zeszło z niego napięcie, a gniew nieco zelżał.
– Pięknie powiedziałeś – odezwał się i przekrzywił głową raz w jedną i raz w drugą stronę, aż trzasnęły kręgi szyjne – ale nic nie jest takie, jak się wydaje. – Powstrzymał dłonią zarządcę, chcącego coś wtrącić. – Wiem, wiem, zaraz powiesz mi o jakichś wyższych ludzkich uczuciach, ale mnie już nie stać nawet na niższe. Szkoda twojej gadki. – Robert uznał, że tym razem musi być szczery z człowiekiem, który poświęcił mu większość swego życia. ...