1. Arystokrata (IX)


    Data: 30.04.2024, Kategorie: Brutalny sex zbiorowe, upokorzenie, niewolnik, Autor: violett

    ... Raysa stał się atrakcyjnym kąskiem.
    
    – Dla twojego dobra: żaden Damian już nie istnieje. – Znów musiał zmienić pozycję, z trudem oddychał i miał mdłości. – Więc jak masz na imię? – powtórzył pytanie.
    
    – To jest moje prawdziwe imię! – krzyknął w odruchu nagłego buntu i z impetem zwrócił się ku starszemu niewolnikowi: – Mam na imię Damian… Damian…!
    
    – Jak uważasz… – Drugi przerwał chłopakowi, wyczuwając w głosie histerię. Nie widział potrzeby spierać się z dzieciakiem o coś oczywistego i brakowało mu też sił na tłumaczenie, że im szybciej zapomni o przeszłości, to przyszłość może być nieco mniej bolesna. – Powiedz to swemu panu. – Nie dał po sobie poznać, że dostrzega nieme błaganie o choćby najmniejszy gest wsparcia albo cień nadziei, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.
    
    – Lan – powiedział zgaszonym tonem po krótkiej chwili milczenia.
    
    Niewolnik miał mieć krótkie, łatwe do zapamiętania imię i bezwarunkowo pamiętać swój numer identyfikacyjny; oprócz tego i pańskiej łaski, nic więcej niewolnemu nie było już do życia potrzebne.
    
    – Jadłeś coś? – spytał, gdy przypadkowo zwrócił uwagę na krwawą wybroczynę w zgięciu łokcia u chłopaka, która była efektem nieudolnie wprowadzonej igły.
    
    – Nie.
    
    – Nie pozwól, aby cię tylko kłuli, musisz jeść, bo na wlewkach długo nie pociągniesz. Są bardzo ubogie i błyskawicznie opadniesz z sił. – Funkcyjni dla własnej wygody karmili Lana dożylnie, aby był “czysty”. Niewolnicy pozostający w służbie Raysa w każdej chwili musieli być ...
    ... dyspozycyjni.
    
    – A niby jak mam to zrobić? – spytał cicho. – Wczoraj dali mi jakąś kroplówkę i nie wolno mi się stąd ruszyć. Chce mi się jeść i jest mi zimno…
    
    Drugi przymknął oczy zachodzące mgłą, tracił ostrość widzenia, a słowa Damiana przepływały gdzieś obok.
    
    – Później ci wytłumaczę, cholernie źle się czuję…
    
    Walczył z ogarniającą go sennością, ale bezskutecznie. Schował głowę między kolana, aby zagłuszyć szum w uszach i nie myśleć o śnie, który byłby wybawieniem, ale gdyby powrócił jego pan… We śnie tak nie boli… tylko na chwilę… Robert szybko nie wróci… Robert… Co chciał mu powiedzieć Robert w korytarzu? Czy wyobraźnia płatała mu figle, że Rays się przestraszył… Musi usnąć… ból stawał się nieznośny. Robert żałował? Czy to możliwe? Przyśnie tylko na moment… Nieprawdopodobne, ale to spojrzenie… Zdrzemnie się momencik… Oczy nie kłamią…
    
    Najpierw poczuł kopnięcie w biodro, a później szarpnięcie za ramię, z trudem uchylił powieki.
    
    – No, wreszcie! Królewna się budzi! – usłyszał nad sobą.
    
    Zasnął? Niemożliwe, przymknął oczy na minutę… Cholera! Czyżby Rays już wrócił? Dał się złapać?
    
    – Wstawaj – ktoś go ponaglał szarpiąc. – Ocknij się, kurwa mać, idziesz służyć.
    
    To nie był jego właściciel. Rozejrzał się, ale słabo widział, chciał przetrzeć oczy, lecz trzymano go za ręce, chcąc unieść do góry.
    
    – Nie wydurniaj się, Drugi, i podnoś dupę do góry, bo nie będziemy cię nieść… – Teraz dopiero poznał po głosie funkcyjnego strażnika.
    
    – Komu? – spytał, nie do ...