Arystokrata (IX)
Data: 30.04.2024,
Kategorie:
Brutalny sex
zbiorowe,
upokorzenie,
niewolnik,
Autor: violett
... przychodzę. – Zarządca zdawał się nie zważać na nieprzyjemny ton głosu swego wychowanka. – Chodzi o Justina…
Robert naprężył mięśnie i przerwał mu zirytowany:
– Nie znam nikogo takiego – wycedził przez zęby. – Chyba że masz na myśli tego kundla Drugiego. Był zdecydowany nie wchodzić z tym starym durniem w jakąkolwiek rozmowę o swoim osobistym.
Mężczyzna zmarszczył brwi, a dłonią pomasował skronie. Odwrócił też na moment twarz, jakby chciał ukryć nagły ból wywołany słowami, które przed chwilą padły, lub nabrać odwagi do przeprawy z człowiekiem, z którym już od dłuższego czasu nie potrafił się porozumieć. Nie zdołał jednak zatuszować wyraźnych oznak znużenia.
– Twoi przyjaciele dobrze się bawią i… – odezwał się, ale Rays kolejny raz mu przerywał:
– To nie są moi przyjaciele! – parsknął gniewnie. – To tylko wspólnicy w interesach i nic więcej.
Martin wzruszył ramionami i nie dając po sobie poznać, że zaskoczyła go tak gwałtowna reakcja młodszego mężczyzny, oraz próbując zachować spokój w głosie, dodał:
– A więc dobrze, jeden z twoich wspólników, taki niewysoki, zawsze milczący – umyślnie nie powiedział wprost, kogo ma na myśli – zgarnął Justina.
Robert na chwilę zaprzestał wkładania na siebie spodni. Zapomniał, kurwa, zapomniał, aby trzymać Drugiego z dala od tych pajaców. Ten pierdolony Cichy! Został z tyłu, za wszystkimi, a Rays przecież powinien był się domyślić, w jakim celu skurwiel się ociągał. Robił to specjalnie. Od zawsze napalony na jego ...
... niewolnika, czyhał, aż nadarzy się odpowiednia okazja. Szarpnął ze złością zamek od rozporka. Znał tego pieprzonego milczka! Był typem myśliwego, który tak długo nie odpuści, dopóki nie dopadnie swej ofiary i nigdy nie zrezygnuje z raz obranego celu, dopóki go nie osiągnie.
– No, i co w związku z tym? – Ze wszystkich sił starał się zapanować nad drżeniem głosu.
– Obaj wiemy, co z nim zrobią – Martin po krótkim milczeniu przypomniał, że nie obce mu są praktyki z dzielnic, które bez zahamowań przenosili poza ich granice dopiero co przybyli goście. – Nie jedno widziałem…
– Masz jakiś problem? Z widzeniem? Czy z innymi przypadłościami?– Zamierzona zaczepka w głosie zawierała ostrzeżenie. – Wydaje mi się, że wychodzisz poza swoje kompetencje.
– Jakie kompetencje? O czym, do cholery, gadasz? – Martin zirytowany nie wytrzymał. – Widziałem z antresoli, jak Justina… – mężczyzna przełknął ślinę i poprawił się – Drugiego…
– No, to ma problem… – Rays ostro wszedł mu w słowo. – Niech się nie da… – Uspokoił oddech, chociaż wściekłość aż rozsadzała go od środka. – Przyszedłeś tylko po to, aby mnie o tym poinformować?
– To za mało? Obaj wiemy, że się przed nimi sam nie obroni. – Nietrudno było wyczuć, że Martin też próbuje panować nad sobą; wyraźnie rozmowa nie szła po jego myśli, a Robert nie miał zamiaru mu ułatwiać.
– No, i chuj! Drugi ma duży problem… – stwierdził, przeglądając się w wielkim lustrze i jednocześnie obserwując odbicie zarządcy. Oskarżycielski wyraz twarzy ...