Pogrzebywacz (II). Martwy kruk
Data: 24.05.2024,
Kategorie:
groza,
sekta,
Autor: Man in black
Poranek przyniósł chłód i kolejną porcję szarzyzny, rozlewającej się po przedmieściach i siejącej w umyśle Wojtka psychodeliczny nastrój. Wiatr gnał suche liście, które płożyły się po skutej mrozem ziemi. Lgnęły do domu niczym zmarznięte polne myszy. Czuł w kościach, że tego roku jesień przyniesie ze sobą coś znacznie więcej niż tylko ziąb. Tuje kołysały się za oknem, kpiąc z jego niepokoju. Nagle poczuł zapach smażonego bekonu. Posępny nastrój ustąpił.
Roksana była onieśmielona. Po raz pierwszy występowała w domu Wojtka w roli kucharki. Postawiła na stole talerz z jajecznicą. Plastry bekonu wciąż skwierczały na talerzu. W powietrzu unosił się ich zapach. Kobieta zauważyła nieśmiały uśmiech swojego szefa i zrozumiała, że on również czuje się niezręcznie. Głupia sytuacja. Wczoraj rzucili się na siebie, a dzisiaj nie mają odwagi spojrzeć sobie w oczy. Może on tego żałuje? Odsunęła od siebie nieprzyjemne myśli. Najważniejsze, żeby jajecznica była smaczna.
Jedli w milczeniu przy akompaniamencie wiatru szalejącego za oknem. Obawy Roksany wróciły. Dziwnie, tak siedzieć naprzeciwko siebie i udawać, że w nocy nic się nie wydarzyło. W przeszłości przerabiała takie sytuacje, ale tym razem miała pewność, że to, co zaszło pomiędzy nimi, było dobre. Jeszcze nigdy nikt nie dostarczył jej tylu wrażeń, takich doznań i orgazmu, który sponiewierał ją niczym tsunami. Pozostawało tylko pytanie, co Wojtek o tym wszystkim sądzi? Zabolałoby ją, gdyby udawał, że nic się nie stało. ...
... Przecież nie oczekiwała od niego oświadczyn. Nie szukała męża. Po prostu liczyła, że ich relacje ulegną subtelnej zmianie, a przede wszystkim – miała ochotę na powtórkę.
Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzała w stronę holu, później na Wojtka, który był równie zaskoczony. Ktoś zastukał ponownie. Mężczyzna podniósł się niechętnie i ruszył do drzwi. Otworzył je, wpuszczając do środka jesienny wiatr, który przemknął się pomiędzy nogami gospodarza w głąb domu. W progu zauważył dobrze zbudowanego mężczyznę w skórzanej kurtce i czarnych dżinsach. Tuż obok niego stała kobieta. Miała na sobie czerwony trencz i obcisłe niebieskie spodnie.
– Dzień dobry, nazywam się Andrzej Ligoń, a to jest – wskazał na swoją towarzyszkę – Aleksandra Kuczyńska. Jesteśmy prywatnymi detektywami.
– W czym mogę pomóc? – Wojtek rozejrzał się ponad ich głowami jakby w obawie, że za chwilę rzuci się na niego ktoś ukryty za żywopłotem.
– Niedawno pochował pan pewną kobietę. – Detektyw wyjął swoją legitymację. – Nazywała się Marcelina Wądrzec.
Gospodarz poczuł nieprzyjemny, zimny palec wbijający się w żołądek. W pierwszym odruchu chciał zatrzasnąć gościom drzwi przed nosem. Nie musiał z nimi rozmawiać. Nie byli z policji. Dzięki Bogu. Jednak zwalczył tchórzliwy odruch. Przede wszystkim dlatego, że zachowując się w taki sposób, zwróciłby ich uwagę, a to nie leżało w jego interesie. Poza tym czuł, że tamten nieszczęsny pochówek wpłynie na jego życie w większym stopniu, niż mógł ...