Trochę bólu
Data: 24.05.2024,
Kategorie:
wiązanie,
strach,
lanie,
nieznajomy,
Autor: deal
... pozycji, niż w chwili, gdy zasypiałam. Pod bosymi stopami mam zimną posadzkę, wiem, że nogi są wyprostowane, ale reszta ciała na czymś leży. Na stole? Splątany umysł próbuje rozszyfrować, co się dzieje i rozkazuje się podnieść, ale coś trzyma mnie ciasno i nie mogę się ruszyć. Głos z tyłu głowy próbuje przebić się przez zgęstniałe myśli, wywołując niepokój. Senność przyprawia mnie o chęć ziewnięcia i w jednej chwili, gdy mam to zrobić i otworzyć oczy, nabieram świadomości obydwu tych organów. Nic nie widzę, bo zasłonięto mi oczy. Ucisk na skórze mówi, że to opaska. W ustach zaś wyczuwam coś gumowego, jakąś kulkę, która bardzo skutecznie blokuje wszelką możliwość wydania z siebie innego dźwięku, niż nieskładny bełkot. Organizm, w którym wybucha panika, potrzebuje więcej tlenu i histerycznie próbuję złapać haust powietrza. Krzyczę, chcąc zapytać nie wiadomo co i kogo, co tu się odpierdala, ale udaje mi się tylko jęczeć i charczeć bez ładu i składu. Szarpię się i ponownie moje starania zostają udaremnione czymś, co przypomina parciane pasy rozpięte na plecach i skrępowanych, wygiętych w tył rękach. Chryste, co tu się dzieje?! Oddech więźnie mi w gardle, nie mogę złapać powietrza, adrenalina pompowana w żyły nakazuje ciału walczyć, więc szarpię się jak dzika, ale coś, do czego zostałam przywiązana, nawet nie drgnie. Napięte mięśnie, które dzielnie walczyły z nieznaną mi uwięzią, żądają teraz rekompensaty w postaci tlenu, którego ja nie mogę im dostarczyć, bo usta blokuje mi to ...
... okrągłe, gumowe coś, przypominające kauczukową piłeczkę, jaką bawiłam się w dzieciństwie. Ratunku! W ponownym przypływie histerii szarpię się jak szalona, ale nie udaje mi się wskórać nic, poza otarciami od pasów i sznura, krępujących moje nadgarstki, ręce, nogi i rozłożony na płasko tułów. Spokój, spokój, tylko spokój mnie uratuje. Opanuj się. Mogę poruszać głową, więc opieram czoło i już wiem, że leżę na drewnianym blacie. Uspokój się. Otwieram usta na tyle, na ile tylko pozwala mi ciało i wdycham głęboko powietrze. Do moich uszu nie dociera żaden dźwięk. Żaden. Mój drżący oddech zdaje się wisieć nieporuszenie, zupełnie tak, jakbym słyszała go wewnątrz siebie. Przez głowę przelatują wszystkie znane mi postacie seryjnych morderców, od Kuby Rozpruwacza, przez Teda Bundy'ego, po naszego Arnolda. Na myśl o oskórowanych ciałach, robi mi się niedobrze i oddech znów zaczyna przyspieszać. W końcu wertuję w głowie informacje, jak wydostać się z mojej beznadziejnej sytuacji, ale nie znajduję nic adekwatnego. Czuję, jak ślina spływa po wardze w stronę nosa, bo przez tą pierdoloną kulkę, nie mogę domknąć ust, więc próbuję otrzeć je o blat. Kręcę dłońmi w każdą stronę, ale łapię powietrze. W końcu ze stuknięciem znów opieram głowę na gładkim drewnie i w poczuciu kompletnej bezsilności wybucham zdławionym szlochem. Próbuję sobie przypomnieć, co takiego się stało, bo przecież daję głowę, że jeszcze dwie minuty temu drzemałam na plaży, skąpana w blasku słońca. Czułam się bezpiecznie, było mi ...