1. Osada seksu


    Data: 25.05.2024, Autor: andrewboock

    Andrew Boock
    
    Osada seksu
    
    1
    
    Peter przedzierał się przez gąszcz liści i gałęzi, które smagały go po twarzy. Nie widział zbyt dobrze dokąd zmierza torując sobie drogę przez gęstą zieleń. Nagle uderzył stopą o wystający korzeń i upadł. Spadając przedarł się przez ogromną ilość liści, która zamortyzowała upadek w trawę.
    
    Ostry zapach trawy podziałał orzeźwiająco. Uniósł głowę i rozejrzał się po obszernej łące. Na niej znajdowało się siedem drewnianych domów z kamiennymi kominkami. Wszystkie były niemal identyczne. Mały zadaszony taras wychodził na powitanie gości. Domy można było od siebie odróżnić wystrojem w oknach i przed drzwiami wejściowymi. Każdy zawierał wyróżniający się element.
    
    - Co do cholery! - szepnął sam do siebie.
    
    Oddychał głęboko po wyczerpującej wędrówce. Peter uwolnił się z konwoju więźniów przewożonych po pobliskiego więzienia o zaostrzonym rygorze. Nie należał on do "grubych ryb" w fachu przestępczym ale była to jedyna placówka z wolnymi celami w stanie. Zajmował się drobnymi kradzieżami i wymuszaniem pieniędzy, lecz ostatnio miał na niesamowitego pecha. Wpadł do sklepu z bronią w ręku i próbował okraść kasę, ale sprzedawca wyjął broń. Celował w niego i Peter spanikował. Nacisnął spust lecz pistolet nie wypalił. W panice zapomniał go odbezpieczyć i poddał się sprzedawcy, który wezwał policję. Na sali sądowej widział uśmiech ławy przysięgłych, gdy dowiedzieli się, że jego broń była zabezpieczona. Miał dużego pecha, ale niespodziewanie szczęście ...
    ... do niego się uśmiechnęło i samochód z więźniami wpadł w poślizg. Wypadł z drogi i przekoziołkował parę razy po poboczu i uderzył w drzewo. Peter nie zastanawiał się długo nad decyzją. Widząc, że wszyscy są nieprzytomni szybko zdobył klucze i wydostał się z samochodu. Pobiegł w głąb lasu, który wyglądał przerażająco w ciemną noc, ale po wszystkich opowieściach od współwięźnia w areszcie o więzieniu, do którego miał trafić, chciał znaleźć się jak najdalej od przeznaczonego mu miejsca.
    
    Podniósł się z ziemi i otrzepał pomarańczowy uniform z numerem na piersi. Był on mężczyzną średniego wzrostu o posturze nie zwracającej szczególnej uwagi. Czarne gęste włosy były w nieładzie, a kilka kosmyków kleiło się do spoconego czoła. Okrągła twarz zaczerwieniła się od wysiłku.
    
    Podbiegł do domu lecz przy schodach prowadzących na ganek zwolnił i powoli wspiął się. Podszedł cicho do drzwi i spojrzał przez starą dziurkę od klucza pod klamką. Ukląkł na jedno kolano i w duchu modlił się, żeby w domu nikogo nie było. Zmrużył jedną powiekę, a drugie oko zbliżył do otworu, w którym zobaczył ciemność, ale usłyszał szelest za drzwiami. Uświadomił sobie, że ktoś chce wyjść z domu, lecz nie zdążył zareagować. Drzwi otworzyły się nagle i żelazna klamka z ogromnym impetem uderzyła go w czoło. Zaćmiło go i rozłożył się na deskach werandy sycząc z bólu. Rozmasowywał sobie czoło kręcąc się po podłodze.
    
    - Przepraszam - powiedział delikatny kobiecy głos, a na jego ramieniu spoczęła smukła dłoń. Poczuł ...
«1234...12»