1. Durnota (II)


    Data: 27.05.2024, Kategorie: praca, spotkanie, Autor: Lantja

    ... przedstawił. Nie był do tego przyzwyczajony. W pracy miał zawsze decydujący głos. Nie wiedział czym jest wymiana argumentów, czy podnoszenie dyskusji. Zazwyczaj wystarczyło krótkie „dosyć!” żeby zamknąć sprawę. W życiu prywatnym rozmowy z nim wyglądały dokładnie tak samo. On nie debatował, on informował o jedynym, słusznym rozwiązaniu. Istniejący problem należało szybko rozwiązać, nie rozckliwiać się nad nim.
    
    Dlaczego teraz było inaczej?
    
    - Zatrzymaj się.
    
    - Co?
    
    - Zatrzymaj się, ja muszę pomyśleć.
    
    - Nie możesz jednocześnie jechać i myśleć?
    
    W tej chwili Konrad po raz pierwszy w życiu zaczął żałować, że nie wozi już swoich dawnych zabawek w aucie. Wiele, naprawdę, wiele by dał, za skórzany knebel i kawałek porządnego sznura. Pech chciał, że nie dalej jak miesiąc temu jego trzyletnia siostrzenica uznała ukryty pod siedzeniem wibrator analny za jedną ze swoich zabawek i z zachwytem zaprezentowała nowe odkrycie rodzicom. Cóż, Konrad i tak nigdy szczególnie sobie nie cenił dobrych stosunków z rodziną. Nie jego wina, że lubił się bawić i to dość niegrzecznie. Tak, czy inaczej od tamtej pory postanowił być bardziej ostrożny. Dla własnego dobra.
    
    Jako, że jedynym rozsądnym wyjściem - głównie z powodu braku knebla - było zignorowanie Katji i jej humorów, po upływie lat świetlnych nasączonych obrażalskim wzdychaniem i przemokniętych irytującą ciszą, w końcu udało im się dojechać.
    
    - Chyba żartujesz.
    
    Cisza. Wzrok, pełen pogardy.
    
    - Mieszka tu jakiś twój ...
    ... znajomy?
    
    Okolica wydawała się spokojna i przyjazna. Wzdłuż krótkiej, urokliwej uliczki ozdobionej starymi latarniami, stało kilka porządnie odmalowanych poniemieckich kamienic. Kilka metrów dalej tabliczka w kształcie strzałki wskazywała przyjaźnie drogę do pobliskiego parku. Piekarnia i warzywniak, nic więcej. Żadnych basenów, żadnych kamer, murów i ogrodów. Zwykła, trochę zapomniana przez zabieganych mieszkańców dzielnica, położona jakby uboczu. Zdecydowanie nie miejsce dla takiej wilczycy sukcesu.
    
    - Spójrz na tabliczkę geniuszu - Katja skierowała swój wzrok na tabliczkę z nazwą ulicy.
    
    - „M. Dąbrowski” - Marszałek Dąbrowski? – Konrad starał się odczytać z jej twarzy jakiekolwiek wskazówki.
    
    - A może Marian Dąbrowski? Fundator i założyciel jedynego w mieście ośrodka pomocy dla bezrobotnych po 50 roku życia?
    
    - Twój krewny? Nigdy nie słyszałem.
    
    - Acha.
    
    Podobno nasze słowa zawierają tylko 20 procent ogółu przekazywanej wiadomości. Kolejne 80 czai się podstępnie w naszej mowie ciała; sposobie wypowiadania poszczególnych dźwięków, gestach, mimice. Obecnie dokładnie 80 procent ciała Katji jasno wyrażało pogardę i lekki niesmak dla jego ignorancji i persony w ogóle. Pozostałe 20 odpowiedzialne za „Acha” pozostawało bez znaczenia. Konrad postanowił usunąć się z pola rażenia jeszcze zanim posypią się pierwsze gromy.
    
    Powrót do domu nie był przyjemny, nie tak miał się zakończyć ten wieczór. Miał ochotę wrócić, zedrzeć z panny mądralińskiej sukienkę i zanurzyć się w niej ...
«1234...»