Durnota (II)
Data: 27.05.2024,
Kategorie:
praca,
spotkanie,
Autor: Lantja
... wyseplenił: „Ale z ciebie ofiara losu Bobrowski. Nawet w krążek trafić nie umiesz. Jutro cię tu widzę na długiej przerwie z czekoladą orzechową na przeprosiny, sieroto jedna”. Po czym odszedł siląc się na niesmak
i pogardę. Konrad był pod wrażeniem, więc jak na mężczyznę honorowego przystało, ukradł mamie jedną z czekolad trzymaną specjalnie dla gości i zjawił się następnego dnia na umówionej przerwie. Od tamtej pory stali się nierozłączni. Lata później, kiedy Konrad zaczął się bawić ekobiznesem i dystrybucją paneli słonecznych na olbrzymią skalę, wiedział, że musi znaleźć kogoś, kto szybko nawiązuje kontakty, jest pracowity, niezawodny i nie będzie się mieszał w sprawy, które nie powinny go obchodzić. Na liście kandydatów widniało tylko jedno nazwisko. Tak, oto Bobrowski i Chrzanowski zostali wspólnikami.
- O Konrad! Ale impreza cię wczoraj ominęła. Gdzieś ty się tak w ogóle podziewał, co? Żona prezesa Ćwiąkalskiego za dużo wypiła i próbowała powalić Ewkę na glebę. Podobno przedupczyli się wzajemnie na ostatnim zjeździe inwestorów. Mało nie umarłem ze śmiechu, jak Ćwiąkalski próbował uspokoić szanowną małżonkę: „Małgorzatko kochanie, zostaw proszę panią Ewunię w spokoju. Przecież wiesz, że pani Ewunia nie chciała”. W końcu musieliśmy wezwać karetkę, bo ten stary grubas dostał jakiegoś ataku, zaczął się dusić i popsuł całą zabawę.
- Jak ona się czuje?
- Kto Ewka? Jak to żmija pewnie wije się gdzieś wściekła, ewentualnie goni czarne koty po cmentarzu.
- Pytam ...
... poważnie.
- Mówię poważnie. Nie masz się co stresować. Złego diabli nie biorą. Wiedźma się wyliże, a Ćwiąkalski dostanie po dupie. Wszyscy dobrze wiedzą, że Ewka nawet by na niego nie spojrzała, więc ten burak zaliczył kogoś innego. Tylko patrzeć jak przypadkiem spłonie mu dom, albo wybuchnie samochód. Kto normalny w ogóle zadziera z Ewką?! Przecież ona go może zmieść z powierzchni ziemi jednym telefonem.
O co w ogóle pytałeś?
- O Dąbrowskiego, Mariana zdaje się?
- Czyli jednak!
- Czyli jednak, co?
- Czyli jednak coś się wczoraj stało. Uderzyłeś się w głowę i doznałeś amnezji. Nie martw się stary na czas twojej niepoczytalności chętnie zaopiekuje się twoimi udziałami w firmie. Umieścimy cię w jakimś ładnym ośrodku, a we wtorki i czwartki będę ci podsyłał panienki.
- Świetnie, dobry z ciebie kumpel, a teraz poważnie Domiś. Kto to - do kurwy nędzy - jest Marian Dąbrowski.
- To lokalna dobra dusza. Podobno, zanim skończył pół wieku, zamknęli fabrykę, w której pracował. Chłopina zakasał rękawy i otworzył sklep wielobranżowy. Do 60 stworzył imperium z filiami w pięciu krajach. Zatrudnił wszystkich swoich kumpli z fabryki plus kilka tysięcy innych osób. Nie wierzę, że nie robiłeś zakupów w „Kikero”?!
- No robiłem.
- No właśnie, to ich. Założył też kilka fundacji i parę domów pomocy. Poczciwa dusza. Taka trochę Matka Teresa na skalę regionu. Zmarł w zeszłym roku na raka krtani. Interesy miała podobno przejąć córka, ale wątpię żeby sąd się zgodził. Według ...