1. Odkupienie (V)


    Data: 23.06.2024, Kategorie: Fantazja wojna, Autor: jokerthief

    ... wnioskował, że wyglądało to paskudnie – wróg walczył jak opętany o każdy skrawek terenu. Mężczyzna odbił się od lodowca i ruszył przed siebie, skanując teren. Idący za nim trzej żołnierze trzymali mocno swoją broń, pochylając się w potężnej zamieci. Obejrzał się na nich i krzyknął coś, następnie powrócił do przeczesywania obszaru. Jeden z jego towarzyszy krzyknął coś przez komunikator i zacharczał przeciągle. Wen Dzon automatycznie wycelował w jego stronę, jednak nie dostrzegł niczego. Dwóch pozostałych zaczęło celować wokół siebie, pohukując jak małpy.
    
    - Co do cholery...?
    
    - ONI! ONI!
    
    Mężczyzna nawet nie próbował ich opanować. Krążąca od miesięcy plotka, przesąd o niewidzialnym demonie na służbie dziwki konfederatów zakorzeniła się zbyt mocno w ich świadomości. Nie było wątpliwości, znajdował się tutaj – tylko taka istota mogła zabić weterana. Podejść kogoś, kto spędził całe życie na wojnie, bezgłośnie unieszkodliwić a potem zniknąć w zamieci. Wen Dzon odrzucił skaner na ziemię i ryknął na cały głos – nie będzie się bał! Nie! Jej słowa były kłamstwem! Złapał za przytroczony do pasa długi nóż i potrząsnął nim gniewnie. Obaj żołnierze nawet nie zwrócili uwagi, czując strach w żyłach. Oparli się o siebie plecami, słysząc pośród wichury czyjś krzyk. Nawet ich dowódca zamilkł, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że demon nie zabił od razu...
    
    Coś trzasnęło w jednego z mongołów, odrzucił karabin na bok próbując zmazać zamarzającą ciecz ze swojego kasku. Wen Dzon ...
    ... krzyknął coś, aby ich ostrzec, jednak było za późno. Krew zamieniła się w szkarłatną, cienką warstwę, która przeraziła człowieka. Szamotał się, próbując zedrzeć ją z siebie, jednak palce ześlizgiwały się po gładkiej powierzchni. Drugi zaczął strzelać, próbując odgonić wroga.
    
    Wen Dzon odruchowo obrócił się, przeczuwając zagrożenie. Uderzył na oślep pięścią, zwalając na ziemię czającego się na niego oprawcę. Strzelający na oślep żołnierz ruszył w jego kierunku, próbując pomóc. Kapitan uniósł wysoko nóż, chcąc zakończyć to raz na zawsze. Zabije demona, co tylko przyniesie mu wielką sławę... Jakież było jego zdziwienie, gdy nadbiegający towarzysz przewrócił się na śnieg, z rozerwaną twarzą. Kopniak w nogę pchnął Wen Dzona do tyłu, padł na plecy i zahaczył o coś łokciem.
    
    Ten hełm... poznał go. Widział takie... Jasny wizjer w kanciastej obudowie, kask desantowca. Odruchowo spojrzał ponad siebie, wprost na konfederatę w lekkiej zbroi desantowej. Stał nad Wen Dzonem, dysząc mocno. Z jego ust unosiły się kłęby pary a rana nad okiem broczyła twarz na dobre lodowatymi strużkami krwi. Tak... to był jeden z nich. Sereilon. Tamto miejsce prześladowało go we wspomnieniach co noc. Demon obnażył zęby i zgrzytnął nimi, zacisnął mocno palce na spuście, postawił krok w stronę chinola.
    
    - Pamiętasz mnie?
    
    - Ty... ona...czym jesteś?
    
    - Jej synem.
    
    Głowa Wen Dzona zamieniła się w krwawą miazgę. Mark zacisnął mocno wargi, przypominając sobie noce, które spędził trzymając w ramionach matkę. ...
«1234...11»