1. Niemoralna propozycja (I)


    Data: 25.06.2024, Kategorie: urzędnik, nauczycielka, pończochy, szantaż, Autor: historyczka

    ... do sprzedania. Jak do tego doszło?
    
    Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?
    
    Niestety nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę dać odpowiedź.
    
    Bardzo długo nie mogę zasnąć, wciąż myślę tylko o nim. Rozważam wariant, co by się stało, gdybym nie przyjęła jego "propozycji nie do odrzucenia"... No nie! Mama by tego nie przeżyła! I tak jest poważnie chora na serce. To by ją zabiło.
    
    Jest niestety chyba tylko jedno, jedyne wyjście. Po prostu... zgodzić się. Zgodzić, czyli mu się oddać...
    
    Natychmiast przed oczyma staje mi obraz, tego jak właśnie do niego idę. Jeszcze dumna i elegancka, a już złamana... Idąc, czuję na sobie wzrok przechodniów. Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą, że idę mu dać.
    
    Jak powinnam się ubrać na takie spotkanie? Na pewno szeroka spódnica... No tak, luźna, bo nie wiadomo wszak, w jakich okolicznościach zechce mnie wyobracać... Pończochy? Bezapelacyjnie. Po to, żebym nie musiała ich ściągać... Może kabaretki? Nie... niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką...
    
    Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś przedziwny sposób mnie ekscytować.
    
    Wspominam chwilę, kiedy pierwszy raz pojawiłam się w jego gabinecie... Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
    
    Komplementował mnie.
    
    - Jest pani najatrakcyjniejszą i najelegantszą kobietą, jaka tu do mnie trafiła. Prawdziwa dama.
    
    Schlebiało mi to. Aż do momentu, gdy zasugerował, że mama może uniknąć mandatu i spłaty ...
    ... nienależnego zwrotu VAT-u. Ale nie za darmo...
    
    Sugestia była zawoalowana, lecz czytelna. Jeśli byłyby jakiekolwiek wątpliwości, rozwiewało jego spojrzenie - pożądliwe, zaborcze. Jasno komunikujące - Laluniu, muszę cię mieć! Nie wypuszczę cię ze swych łapsk, dopóki nie wezmę cię na warsztat. Dopóki cię nie zaliczę!
    
    Zaliczę? O nie. Z pewnością w myślach nie użył tego słowa. - Dopóki nie prześpię się z tobą? - To też zbyt delikatny wariant... - Próbowałam przeniknąć jego umysł i odnaleźć wulgarne słowa, które się w nim kołatały - Dopóki... cię nie wyobracam! - Nie... też nie, raczej - Dopóki cię porządnie nie przedymam...
    
    O tak... złowieszczość wzroku jasno to komunikowała.
    
    Lubił bezceremonialnie gapić mi się w dekolt. Potem, znów sprośnie uśmiechając się rzucać - pani Marta ma czym oddychać.
    
    Zgrywał nieco dżentelmena, nawet odprowadził mnie do drzwi, ale chyba głównie po to, żeby napatrzeć się na moją pupę. Fakt, miałam wtenczas dopasowaną, obcisłą spódnicę, więc mógł doskonale obejrzeć sobie kształt mojego tyłka.
    
    To racja, że na wizytę do niego ubrałam się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, choć i na co dzień staram się ubierać bardzo kobieco. Ale to nic dziwnego, zależało mi na tym, by załatwić pozytywnie sprawę mamy. Liczyłam, że dobrze umalowana, elegancko i powabnie ubrana, swoim wdziękami wpłynę na decyzję urzędnika. Tymczasem sprawy przybrały biegunowo wprost odległy przebieg. Moje wdzięki istotnie podziałały na pana kierownika, lecz, tylko umocniły ...
«1234...7»