Ankrmonaai (II) Rozgrzany Piec
Data: 29.06.2024,
Autor: AleidaMarch
... uśmiechnął się z powrotem, wyłączając gaz i wyciągając z zamaskowanej półki nad umywalką dwa talerze. - Mademoiselle... Podano do stołu.
PŁAĆ I PŁACZ
Przeciągnął dłonią po mojej białej podkoszulce. Materiał stanika nie zakrywał zarysu piersi, wyłaniających się z za białej tkaniny. Miał spracowane i żylaste ręce, mimo to, były one na swój zboczony sposób delikatne i uzbrojone w długie, oskarżycielskie palce. Znów wspięłam się na jego kolana - tym razem mając nadzieję, że nie runę bezwładna nim wszystko się na dobre nie zacznie. Po fakcie, takiego braku władzy nad sobą nie wykluczałam - a może to po prostu moja wybujała fantazja i chęć bycia wykorzystaną. Wyczytał w moich oczach tę chęć.
Objął mnie za biodra. Mocno, a jednocześnie tak, że poczułam się w jakiś dziwny sposób bezpieczna. Odgarnęłam swoje włosy i zatopiłam się w jego lekko drapiącej szyi. On powoli przesuwał moją bluzkę do góry. Ta powolność wgniatała mnie mocniej w jego kolana i sprawiała, że całowałam go łapczywiej, lizałam mocniej. Kanapa, która skrzypiała leniwie pod nami była tą samą, na której spałam. R. zaprowadził mnie tu po naszej wspólnej obiadokolacji. Sama chciałam ukazać mu moją wdzięczność odpłacając się z nawiązką. Oczywiście - moje pobudki nie były aż tak wzniosłe. Strach, którym darzyłam go dotychczas sprawiał jednocześnie, że był moim marzeniem erotycznym. Tak właśnie działa kobieca psychika. Jest nienormalna. Ja byłam nienormalna podwójnie.
Wreszcie jego dłonie spoczęły na ...
... pośladkach, a ja - jak niedawno - zaczęłam rozpinać mu koszulę. Kiedy skonczylam, a on zrzucił ją z siebie do konca - na chwilę z niego zeskoczyłam. Rozpięłam swój rozporek i wygramoliłam się z nogawek dżinsów. R. wpatrywał się we mnie spokojnie. Położyłam dłonie na jego kolanach. Uklękłam przed nimi. On, lekko zaskoczony, uśmiechnął się na taką niespodziankę. Rozpięłam i jego spodnie. Uniósł biodra, bym mogła choć trochę je zsunąć. To samo zrobiłam za jednym zamachem z jego bokserkami. Podbiegły krwią kutas błyskawicznie znalazł drogę do wnętrza moich ust. Jego właściciel uśmiechnął się z zadowoleniem. Teraz ssij go, kurwo, ssij - wykrzyczał w mojej głowie Słoń. Postąpiłam z jego zaleceniem, próbując powstrzymać odtwarzanie się w mojej głowie tego niewdzięcznego, rap-kawałka. Pan R. pogłaskał mnie po głowie i kazał mi zdjąć stanik. Koszulkę miałam zostawić. Wyplątałam się z ramiączek i zostałam w samej podkoszulce. Majtki zsunął mi sam swoimi magicznymi paluszkami, kiedy na stojąco spełniałam jego pierwsze polecenie. Trzymając za kraniec czarnej tkaniny uniósł figlarnie brew. Zrozumiałam. Uniosłam pierwszą, potem drugą nogę i odrzuciłam bieliznę gdzieś daleko w tył. Gdzieś w stronę tamtych rozbebeszonych kartonów.
Wróciłam do obśliniania jego postępującego wzwodu. Zniecierpliwiony, wetknął mi go wreszcie w gardło. Dzielnie wytrzymałam kilka sekund, a on głośno westchnął. Zrobiliśmy kilka powtórzen. Przerwał, kiedy ujrzał na moim policzku samotną łzę. Pociągnął mnie za rękę do ...