Tym razem inaczej...
Data: 07.07.2024,
Autor: nienasycona
„ Tak, odpowiadał im w myśli, tak, nie mylicie się. Jest tylko ona, ona, u mojego boku, tu i teraz, i tylko to się liczy. Tu i teraz. A to, kim była dawniej, gdzie była dawniej, i z kim była dawniej, to nie ma żadnego, najmniejszego znaczenia. Teraz jest ze mną, tu, wśród was. Ze mną, z nikim innym. A wy udławcie się zawiścią.”
A. Sapkowski.
Właściwie chyba nawet na nią nie zerknął, gdy wsiadła do samochodu. Ona natomiast wiedziała, że zrobi wszystko, czego od niej zażąda. Kiedy tylko otworzyła drzwi, oczarował ją jego zapach. Nie żaden przysłowiowy Armani, czy Paco Rabanne, którym teraz pachną niemal wszyscy; to był jedyny taki zapach. Woń, którą rozpoznałaby za miliardy lat, na krańcu bezkresnego wszechświata. Pachniał sobą. Aromat pierwotnej, dzikiej męskości; silnie czuć było coś, co przypominało piżmo z ledwo wyczuwalną nutą migdałów.
Zakręciło jej się w głowie, między udami momentalnie poczuła lepką wilgoć. Marzyła o tym, by ją pocałował, by wbił się w nią ustami. Skłamałaby, gdyby szepnęła, że jego pocałunki są przyjemne. Nigdy takie nie były, ale zawsze ją zniewalały.
***
Uśmiechnęła się, gdy wspomnienie pierwszego pocałunku przemknęło jej przez myśl. Widziała w jego oczach, że chce to zrobić, dostrzegła wybrzuszenie, zdradzające pragnienie. Ale nie spodziewała się ataku. Bo to był atak. Gdyby nie stała blisko ściany, niechybnie upadłaby. Dopadł ją w ułamku sekundy, niczym drapieżnik rzucający się ofiarę. Naparł na nią ustami, atakował językiem i ...
... zębami, drapał zarostem. A ona spływała sokami, próbując nie zemdleć. I choć następnego dnia na jej wargach boleśnie o nim przypominało sześć dokuczliwych krwiaków, nie oddałaby ani sekundy tej okrutnej pieszczoty.
***
-Prowadzę- mruknął zwięźle, gdy próbowała go dotknąć.
Jego zapach tak ją otumaniał, że nie zamierzała rezygnować. Niespiesznie sięgnęła ku jego kroczu, z niepokojem oczekując odtrącenia. Z jej piersi wydobyło się pełne ulgi westchnienie- nic nie powiedział, a przecież „milczenie oznacza zgodę”. Powoli rozpięła rozporek i po raz kolejny zachwyciła się jego penisem. Nie był może monstrualnych rozmiarów, uważała jednak, że jest idealny- nie sprawiał jej bólu, gdy wbijał się w nią szczególnie głęboko, ale doskonale go w sobie czuła. Uwielbiała to jego zawadiackie zakrzywienie. Pochyliła się i nieśmiało wysunąwszy język, musnęła obficie zroszony słodkimi kropelkami czubek, dumnie sterczącego, kutasa. Zapach migdałów się nasilił. To z tej części jego ciała brała się ta, obezwładniająca ją, słodycz. Naparła mocniej językiem i z całej siły zacisnęła na nim usta. Poruszała szybko głową, pochłaniając go w całości, dławiąc się i krztusząc. Nie lubił delikatnych pieszczot, sprawiały mu przyjemność, ale nie dawały rozkoszy.
Nie odezwał się ani słowem, nie dotknął jej w żaden sposób, wpatrzony był w przestrzeń przed sobą, oddychał miarowo i spokojnie, więc gdyby nie czuła mimowolnych drgań jego brzucha, byłaby pewna, że jej pieszczota nie robi na nim większego ...