-
Córka Architekta (III)
Data: 12.07.2024, Kategorie: alternatywna rzeczywistość, Autor: Ignatius
– Szymo! – krzyknąłem uradowany na jego widok. – Obiecałem, że wpadnę, to jestem – skłonił się lekko. Uściskał Alicję na przywitanie. Pogoniłem go, żeby zdjął buty i zaprowadziłem do dużego pokoju. Na stole czekały już przekąski. – Widzę, że miękko wylądowałeś – stwierdził rozglądając się pobieżnie po mieszkaniu. – Stary, cieszę się, że jesteś. Tak dawno nie mieliśmy okazji pogadać – poklepałem go po plecach. – A właśnie, zanim zapomnę: wszystkiego najlepszego – uścisnęliśmy się na niedźwiedzia i podał mi kopertę. Niechętnie ją przyjąłem; wystarczyłaby mi butelka. Tego dnia miałem urodziny. Nie przepadałem za hucznymi imprezami, chciałem po prostu posiedzieć w domu. Większość moich dawnych znajomych siedziała we więzieniu, a z nowymi aż tak się nie zżyłem, żeby zapraszać ich do domu. Moi rodzice byli schorowani i rzadko gdzieś wychodzili. Początkowo nie spodziewałem się żadnych gości, ale wtedy Szymo, mój najlepszy kumpel z podwórka, zadzwonił i oznajmił, że za parę godzin wpadnie. Łączyło nas braterstwo krwi: razem obaliliśmy pierwsze wino, podrywaliśmy dziewczyny, kradliśmy jabłka z sadu. Później nasze drogi się rozeszły, bo wyjechał za pracą do Norwegii. Utrzymywaliśmy jednak kontakt i ilekroć odwiedzał kraj uderzaliśmy razem na miasto by powspominać stare czasy i wypić za naszą przyjaźń. Z biegiem lat widywaliśmy się coraz rzadziej. Wpadł na chwilę na mój ślub, był nawet świadkiem. Ceremonię mieliśmy krótką i prostą, a zaraz po niej Szymo musiał się ...
... zmyć. Ustaliliśmy z Alicją, że odpuścimy sobie wesele, bo nie ma nawet dla kogo go wyprawić. Ona miała tylko Baltazara, a moi rodzice chorują. Szymo i tak nie mógł przyjść, a sam przecież pić nie będę. – To jak to jest mieć dwadzieścia dziewięć lat, młody? – zapytał rozsiadając się w fotelu. – Nie jestem pewny, czy jutro rano będę jeszcze trzymał mocz – westchnąłem z żalem. Zaśmialiśmy się. Alicja przyniosła nam kawę. – Siadaj przy nas, nie jesteś przecież służącą – pociągnąłem ją na dół i klapnęła obok mnie. Szymo opowiadał o swojej niewielkiej firmie w Norwegii, która przynosiła mu solidne zyski. Nie zamierzał już wracać na stałe do kraju. Relacjonował szybko i zwięźle. Potem rzecz jasna zapytał o moją pracę, ale odparłem tylko „w banku” i machnąłem ręką. Wyciągnąłem z barku pół litra czystej. – Przepraszam, ale nie piję – zaprotestował. – Zdarzyło mi się raz po pijaku narozrabiać i odtąd ani kropli. Zastanawiałem się przez parę chwil, czy mówi poważnie. Nie żartował. Respektowałem postanowienie kolegi, nie będę go namawiał. – Sam pić nie będę – przytaknąłem i odłożyłem butelkę na miejsce. – Po raz pierwszy będziemy wspominać szczenięce lata tylko przy kawie. – A jest co wspominać, bo straszny był z niego łobuz – puścił oczko do Alicji. – Tak? A mnie mówił, że zawsze był grzeczny. – Dawid miał talent do pakowania się w kłopoty, a ja musiałem go potem z nich wyciągać. – Ale pamiętaj, że to ja pomagałem ci w nauce – zaznaczyłem. – Byłem tym ...