Desperacja (V)
Data: 12.08.2024,
Kategorie:
na plaży,
Lesbijki
desperacja,
tęsknota,
depresja,
Autor: WstretnaLesba
Budzę się. W ciszy. Bez bólu głowy. Bez suchości w ustach. Ubrana.
Chociaż nie, głowa lekko boli, pulsuje lekko, ale nie jak od kaca, to nie to.
W ustach czuję kwaśny posmak niemytych zębów, ale nie alkoholu.
W pokoju pachnie odświeżaczem powietrza, wanilią, nie starym winem.
Otwieram oczy, jest pół-ciemno; widzę zaciągnięte beżowe zasłony. Spoglądam na zegarek, którego nigdy nie zdejmuję do spania – czternasta. Spałam jakoś od północy. Dlatego boli głowa, tak. Ale chyba nie tylko dlatego. Im bardziej rozbudzona, tym mocniej czuję swoją twarz; jest opuchnięta, większa, pieką mnie oczy, policzki, dolina łez. No tak, żałosna byłam i jak nastolatka ryczałam przed snem w poduszkę, jakbym miała powód, o ja idiotka, a teraz twarz mnie boli i głowa, brawo, debilko. Koniec z tym. Dla odmiany na serio. Postanawiam sobie przestać być żałosną.
Jestem w hotelu, więc za chwilę zadzwonię po zdrowe śniadanie. Potem wezmę prysznic, umyję zęby, włosy, uczeszę się, zrobię makijaż i ubiorę się jak kobieta sukcesu. I wyjdę pozwiedzać, tak, jakby nigdy wcześniej mnie tu nie było, jakbym nie mieszkała tutaj większość życia, jakbym nie miała żadnych złych wspomnień. Odrodzę się jako nowa kobieta.
Och, ile razy sobie to powtarzałam…
Ale tym razem naprawdę. Nie jestem słaba. Potrafię zebrać swoje życie do kupy. Dam radę.
Dzwonię do obsługi, zamawiam jakąś gównianą sałatkę, w telewizorze plazmowym włączam kanał muzyczny. Całkiem przyjemny ten pokoik, jak na obrzeża Sopotu. ...
... Kiedy wróciłam wczoraj na peron, myślałam, że jak tylko Magda i jej gach odejdą, pójdę na Długą i schleję się samotnie, albo i nie samotnie, bo rozmawiając z Neptunem. Ale podjechał pociąg, więc wsiadłam, na gapę. Wysiadłam w Sopocie, bo lubię molo. Ale byłam już zmęczona, więc zatrzymałam się w pierwszym hotelu, do którego pokierował mnie jakiś pieszy. Z zewnątrz wydawał się mały, skromny, ze zdecydowanie wygórowaną ceną, hotel, a nie pieszy; ale pokój jest naprawdę bardzo przyjemny. Dwuosobowe łóżko zaścielone jakby od linijki, pościel w kolorze cappuccino, ciemnobrązowe poduszki. Kremowy dywan, w kolorze zasłon, jasne ściany, dwie lampy nad łóżkiem i jedna stojąca obok. Dwa fotele, trochę PRL-owskie, ale miękkie. Telewizor zdumiewająco nowoczesny, nieduży, ale cienki. Czajnik, kawa, woda, suszarka – to, czego najbardziej potrzebuję.
Żeby tylko wanna jeszcze była a nie prysznic, to mogę tu zamieszkać.
Czy jeśli pójdę już teraz do łazienki, to obsługa zostawi mi śniadanie? Chyba tak. Przecież się z nim nie wrócą. To idę. Poprawię po sobie łóżko, co by nie mieli mnie za wieśniarę. Kiedyś miałam tę wątpliwą przyjemność sprzątać pokoje hotelowe, jeszcze w liceum; koleżanka mi poleciła „wysokie napiwki”. Wytrzymałam jedną zmianę. W pokoju, który mi przydzielono, ktoś nasrał pod prysznicem.
Jest wanna. Idealnie.
Puszczam wodę; ciśnienie jest niskie, ale woda gorąca. Nie ma soli do kąpieli –
– ale jest płyn do kąpieli, więc nalewam go trochę, lubię bąbelki. W moim ...