Desperacja (V)
Data: 12.08.2024,
Kategorie:
na plaży,
Lesbijki
desperacja,
tęsknota,
depresja,
Autor: WstretnaLesba
... iledziesiąt, teraz liczę sekundy strachu i bólu w klatce piersiowej. Nie liczę. Nie umiem się skupić. Chłód w kolanach zmienia się w szczypanie, całe ciało szczypie, gardło wypełnia się wszystkim i niczym, szum rozrywa czaszkę, brak oddechu rozrywa płuca i serce. Czy tak czują się wisielcy? O czym myślą, kiedy z każdą chwilą tracą świadomość coraz bardziej? O czym myśli duszony, jak długo widzi swojego oprawcę? Już chyba nie wytrzymam długo, zaraz chyba zemdleję i jutro po południu, kiedy obsługa hotelowa zorientuje się, że się nie wymeldowałam, znajdą mnie siną, spuchniętą na dnie wanny, z wystającymi kolanami, pewnie posraną, bo puszczą mi zwieracze; woda z topielcem pełna gówna, ręce pełne roboty, policja, zapach gówna i lawendy.
Podnoszę się, powietrze rozrywa mnie, boli, ale łapię je szybko, chaotycznie, przerażona nie podduszeniem a tym, że znaleźliby mnie obsraną.
Nie znaleźliby, przecież nie próbowałam się utopić. Nie jestem samobójcą. Nie mam na tyle odwagi.
Wraca świadomość. Zimno mi w nogi. Chowam je pod wodę. Zrelaksuj się. Niech się zrelaksuje. Relaksuję się. Już nie ma Lady Gagi. Jakaś inna. Nie znam. One wszystkie i tak brzmią tak samo. Skupiam się na bąbelkach, nie słyszę Pani Z Telewizora, tylko pyk-pyk, pyk, pyk. Uspokaja. Mogłabym zasnąć w tej wannie. Moje kolejne mieszkanie będzie miało wannę.
Nie rozumiem. Przecież Magda mówiła, przez telefon mówiła, że nie ma nikogo, że jest sama, pytałam. Dlaczego kłamała? Nieważne. Nawet nie do niej tutaj ...
... jechałam, przypomniałam sobie przypadkiem, pod wpływem chwili, wspomnień w pociągu, więc po co mi ona? Ale kim on był? Na pewno ojcem dziecka. A może nie. Ale całował ją. Więc na pewno partnerem. Nieważne. Wycisz się.
Pomyśl o czymś przyjemnym. O Pani Z Okienka. Nagiej. Obok.
Nie potrafię.
Pierdolę tę kąpiel.
Wyszłabym gdzieś. O tak. Zabawić się, potańczyć, schlać jak nigdy wcześniej; bo przecież rzadko się upijam, to znaczy upijam często, ale nigdy tak bardzo, tak do nieprzytomności. Miałam być kobietą sukcesu. Od jutra. Dzisiaj się odchamię, zakończę ten żałosny etap w swoim życiu porządnym upierdoleniem.
Nie.
Koniec chlania, koniec bycia żałosną pizdą.
Koniec użalania się nad sobą w wannie.
Nie wiem ile już tak leżę, niedługo, ale palce mam jak suszone owoce, pora wyjść, pora postanowić co dalej. Gdzie pójdę, gdzie pojadę, co jutro, co dzisiaj? Gdybym chociaż wiedziała, czego chcę. Nie wiem. Chcę niezależności. Spokoju. Nie chcę spokoju.
Wychodzę z wanny, stawiam stopy na ręczniku, który rzuciłam na podłogę. Lustro jest zaparowane; oczyszczam je dłonią. Będę patrzeć na siebie tak długo, aż wymyślę, co dalej. Nad swoim ramieniem widzę Alicję; opiera na nim brodę, dłońmi zakrywa mi biust, uśmiecha się jak zawsze uśmiechała, przytulając w łazience. Dość, kurwa, dosyć tego, dosyć Alicji, dość, że ciągle wraca, że nie umiem się jej pozbyć, że wisi nade mną, ciągnie się zielona jak kłębek smrodu w filmach animowanych. Jak mam pójść dalej, zmienić coś, ...