Nawiedzona Rezydencja (XXVI)
Data: 14.08.2024,
Autor: C10H12N2O
... wiedziała, że dziś straci dziewictwo z Bartoszem. Nie była pewna, jak miał się w niej pomieścić, ale zamierzali jakoś sprawić, żeby w nią się wpasował.
Następna godzina była dla trójki osiemnastolatków niczym trąba powietrzna. Bartosz zadał jej pytanie, które Magdalena ledwo usłyszała. Powiedziała „tak”. Następnie wrzucił ją pod zimny prysznic, po tym, jak straszliwy żar rozlał się po jej ciele. Magdalena myślała, że naprawdę płonie. Kiedy wyszła z lodowatej wody, jej ciało stało się bardziej kobiece. To był najbardziej pokręcony z cudów. Zaprowadził ją do pokoju Moniki, gdzie pełna euforii ujeżdżała Bartosza na łóżku, jej niebieskie włosy podskakiwały w górę i w dół. Orgazmy przetoczyły się przez jej ciało, jak nigdy wcześniej. Były głębsze i bardziej przytłaczające. Podczas swoich świadomych chwil Magdalena patrzyła na Monikę, stojącą przy jednym z okien i uśmiechała się do niej. Monika odwzajemniała uśmiech, jej ręka pracowała gorączkowo pod spódnicą.
– Och, Bartku… zaraz… znowu… – Magdalena przyśpieszyła.
Coś przykuło uwagę Moniki w ogrodzie i odwróciła wzrok od swojego brata i Magdaleny w stronę krzewu róży.
– Luiza jest na zewnątrz w chwastach, Bartku. Robi to… ze swoim synem.
Gdy wypowiedziała te słowa, dom nagle zadrżał. Wszystkie okna zagrzechotały. Normalnie obserwowanie, jak syn i matka robią to na pieska, podnieciłoby Monikę, nawet jeśli byli zjawami. Ale Monika poczuła, jak jej cipka wysycha. Coś było nie tak.
Magdalena i Bartosz prawie nie ...
... słyszeli Moniki. Parzyli się dalej. Magdalena podskakiwała na nim tak mocno, że kolana odrywały się od koca przy każdym podskoku w górę.
Dom znów się zatrząsł, aż z krokwi otaczających pokój Moniki osiadł kurz. Monice wydawało się, że słyszy ciężkie kroki. Ogarnął ją głęboki chłód. Coś było nie tak.
– Czy on... ugh... jest tutaj, mamo?
Gabriel posuwał Luizę w okrągły zad wielkimi, długimi pchnięciami. Nie miał okazji pieprzyć matki, odkąd kusili Czerwińskich. Zawsze wspaniale było brać ją z dzieckiem w brzuchu, niezależnie od sytuacji.
– Tak… on nadchodzi…
Luiza zadrżała, gdy kutas jej syna zaatakowała jej wrażliwe miejsce.
– Nie przestawaj… kontynuuj… kiedy się zbliży… otworzymy krzak róży.
Będą musieli uważać, aby nie zostać połkniętymi przez ich własne więzienie, gdy pozbędą się Fryderyka.
– Rżnij mnie... Gabrielu... ubijaj moje wnętrzności.
Rozległ się głośny huk w drzwi. Biodra Magdaleny w końcu znieruchomiały.
– Co to było?
Magdalena zakryła swoje teraz duże piersi ramieniem i spojrzała na drzwi szeroko otwartymi oczyma. Nadal siedziała okrakiem na Bartoszu, pot spływał jej po plecach i klatce piersiowej.
– Monia?
Bartosza nagle sparaliżował strach.
– Co to?
Ale w głębi duszy Bartosz wiedział, co to takiego.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i wkroczył przez nie Fryderyk. Miał na sobie formalny frak i cylinder. Okazja wyraźnie wymagała od niego jak najlepszego ubioru. Jego wąsy i oczy były koloru głębokiej czerni, a usta ...