Zabójstwo w efekcie
Data: 17.08.2024,
Kategorie:
niewinność,
podryw na ulicy,
sąd,
zabójstwo,
seks na basenie,
Autor: MrHyde
... zlekceważyłyśmy. Ja udałam, że go nie widzę. Może tylko wzruszyłam ramionami. Karolina zobaczyła go kątem oka, ale też się nie odwracała w jego stronę. Rozmawiałyśmy tak, jakby jego nie było. Zrozumiał, że nie ma szans i odjechał na zielonym z piskiem opon.
Wie pan, to nie był nikt stąd.
- Proszę zwracać się do sądu w odpowiedni sposób – sędzia wchodzi w słowo.
- Ach, tak. Przepraszam, wysoki sądzie.
To nie mógł być nikt z mojej okolicy. Mieszkam tu od dziecka, chodziłam do szkoły, znam z widzenia prawie wszystkich. Kojarzę twarze. Tego człowieka widziałam po raz pierwszy. Nie byliśmy znajomi. Do tego obca rejestracja samochodu. Uznałyśmy z przyjaciółką, że to jakiś cwaniaczek, co szuka przygód.
Na następnym skrzyżowaniu spotkaliśmy się znowu. Kruczy nos wystawił język i zrobił takie sprośne gesty. Chyba nie będę umiała tego opisać. Szybko poruszał językiem od jednego kącika ust do drugiego. A zaraz potem zmienił minę. Wytrzeszczył oczy i parę razy, też szybko, przystawił koniec języka na przemian do górnej i dolnej wargi. Zachował się bardzo nieprzyzwoicie.
Oczywiście nie okazałyśmy żadnego zainteresowania. Rozmawiałyśmy tak, jakby tego zboczeńca w ogóle nie było. No, o nim żeśmy rozmawiały. Karolina potrafi żartować w każdej sytuacji. Zawsze znajdzie odpowiedni komentarz. Ale na niego ani nie spojrzałyśmy.
Zmieniło się światło. Ruszył z piskiem i tyle go widzieli. Oby tylko z piskiem. Jego samochód zawył jak rój szerszeni. Miał chyba popsuty ...
... tłumik rury wydechowej, o ile w ogóle miał jakiś. To porównanie do szerszeni też nie oddaje w pełni tego ryku. Po prostu nic lepszego nie przychodzi mi do głowy, poza pewnym porównaniem, które nie nadaje się do protokołu. Krótko mówiąc, Kruczy nos odjechał w siną dal i po paru żartach na jego temat zmieniłyśmy temat rozmowy. Wydawało się, że nigdy więcej się nie spotkamy.
A jednak, wysoki sądzie, parę dni później natknęłam się na niego znowu. Ten sam biały Opel Corsa na holenderskiej, żółtej rejestracji. Nie wiem, co mnie podkorciło, ale pojechałam za nim. Aż się spotkaliśmy na pewnym skrzyżowaniu, na czerwonym świetle. Kierowca już nie robił głupich awansów. Może dlatego, że jechał sam i nie miał się przed kim popisywać. Poznał mnie. Wymieniliśmy uśmiechy. Zaraz potem zatrzymał się obok mnie na parkingu przed moją biblioteką. Wysoki sąd wie, że pracuję w bibliotece miejskiej.
Co tu dużo mówić... Zapytał się, jak mam na imię. Ja mu zadałam to samo pytanie. Powiedziałam, że pracuję do szesnastej i że na potem nie mam planów. Nie powiedziałam mu wprost, że jestem wolna; co to, to nie!; ale mógł tak zrozumieć. Przed końcem pracy przyjechał znowu i wyciągnął mnie na basen.
- Zgodziła się pani pojechać na basen z dopiero co poznanym nieznajomym? – dziwi się sędzia. Właściwie się nie dziwi; niejedną naiwność już słyszał; dba o szczegóły i dokładny zapis w protokole.
- No, tak. Ale moim samochodem... Wzbraniałam się nawet. Powiedziałam, że nie mam stroju, że nie jestem ...