1. Weekend, od którego wszystko się zaczęło…


    Data: 25.08.2024, Kategorie: studenci, impreza, bez seksu, Autor: young_woman

    - Idziemy dzisiaj do klubu – oznajmiła moja współlokatorka.
    
    - Nie, nie chce mi się. – Byłam zmęczona, chciałam się w końcu porządnie wyspać.
    
    Spojrzałam na Anetę – stała nade mną, a minę miała taką, że kot ze Shreka byłby zazdrosny.
    
    - Oj chodź no, będzie fajnie, jutro się wyśpisz, olejemy wykład.
    
    - Ale ja chcę na niego iść... – Coś w moim głosie sprawiło, że poczuła się wygrana. Uśmiechnęła się szeroko.
    
    - Pójdziemy za tydzień. – Ta, jak zwykle, pomyślałam.
    
    Tak to właśnie wyglądało. Początek drugiego roku a my nieźle się rozkręciłyśmy. Sporą część wieczorów spędzałyśmy w okolicznych klubach studenckich. Nie powiem, lubiłam to, ale też zaczynałam odczuwać wyrzuty sumienia. Po pierwsze, dlatego, że opuszczałam sporo zajęć. Drugim powodem było to, że wiedziałam, że moja przyjaciółka, z którą trzymam się od początku studiów, nie do końca aprobuje moje zachowanie. Oczywiście nie widzi nic złego w wychodzeniu czasem by potańczyć, mimo, że sama nie jest typem imprezowiczki, ale sądzę, że męczą ją te moje częste nieobecności. Niewiele mamy możliwości by pogadać poza uczelnią, nasze życia różnią się od siebie – ja imprezuję, ona większość wolnego czasu spędza ze swoim chłopakiem. Trzeba będzie trochę to przystopować, pomyślałam, paradoksalnie szykując się do wyjścia.
    
    Parę minut pod prysznicem, suszenie włosów, nawiasem mówiąc, trochę to trwa, przy tak długich jak moje. Ubranie przyciągające uwagę, oczywiście bez przekroczenia granic – chcę potańczyć, nie być ...
    ... obiektem do macania - delikatny makijaż i jestem gotowa.
    
    Wieczór nie różni się raczej od poprzednich. Najpierw jeden klub, najwięcej pijemy właśnie tu, jest najtaniej. No cóż, powszechnie wiadomo, że studencka kieszeń głęboka nie jest.
    
    Kilku kolesi przystawia się do mnie, ale spławiam ich – albo zbyt pijani, albo za niscy – wzrost to moja zmora. Jestem bardzo wysoka, niecałe metr osiemdziesiąt, trudno więc znaleźć dobrego kandydata.
    
    Impreza szałowa nie jest, zmywamy się do innego, trochę dalej położonego klubu. Po drodze trochę trzeźwiejemy, pozostając w stanie delikatnego podpicia.
    
    Jesteśmy na miejscu. Tu zabawa jest znacznie lepsza, ludzie skupiają się bardziej na tańcu niż na procentach. Znalazło się nawet dwóch chłopaków, z którymi trochę się poruszałam po parkiecie.
    
    Po jakimś czasie poszłam do baru zamówić drinki. Czekałam obok chłopaka, na którego początkowo nie zwróciłam uwagi. Zdałam sobie sprawę z jego istnienia, gdy się odezwał.
    
    - Nieźle tańczysz dziewczyno, chociaż twoi partnerzy byli do niczego. – Przyglądał mi się intensywnie, biła od niego pewność siebie.
    
    - Tak sądzisz? Pewnie uważasz, że ty robisz to lepiej – odparłam, patrząc na niego. Dziwne, że wcześniej nie zauważyłam go.
    
    Ogromnym atutem był wzrost – co najmniej dziesięć centymetrów ode mnie wyższy. Do tego krótko ostrzyżone włosy, brązowe oczy i zdumiewająco długie rzęsy. Trzeba przyznać, był przystojny. Ciało miał raczej szczupłe, bez zbędnych mięśni. I dobrze, pomyślałam, nigdy nie ...
«1234...»