Córka Architekta (II)
Data: 28.08.2024,
Kategorie:
alternatywna rzeczywistość,
Autor: Ignatius
Tego dnia obchodziliśmy trzecią rocznicę naszej znajomości. W zasadzie to wypadała w poniedziałek, ale sobotni wieczór bardziej odpowiadał świętowaniu. Zazwyczaj w rocznicę chodziliśmy do teatru, ale akurat wtedy nic interesującego nie grali. W planach miałem więc zabrać Alicję na kolację, a później do klubu na drinka i ewentualne tańce.
Te tańce były mocno ewentualne, bo dzień wcześniej spadłem ze schodów i kolano okropnie mnie bolało. Bywały takie dni, w których wysuwałem się na pierwsze miejsce w klasyfikacji pretendentów do tytułu fajtłapy roku. Alicja uwielbiała tańczyć. Miałem więc poważne obawy, że coś pójdzie nie tak. Na wszelki wypadek postanowiłem zabrać ze sobą pilota.
Moja żona pięknie się wystroiła. Granatowa ciasna sukienka ładnie podkreślała wszystkie jej krągłości. Wiedziałem, że sporą część tego wieczoru spędzę na gapieniu się w jej dekolt. Na nogach miała cieliste rajstopy. Do tego buty na niewysokim obcasie. Całość uzupełniał nieostry makijaż i perfumy o zapachu bzu.
– Pięknie wyglądasz – skomplementowałem jej wygląd. Uśmiechnęła się i zapięła guzik w mojej koszuli pod samą szyją.
Przyjrzałem się sobie w lustrze. Rany, jakim byłem farciarzem, że taka piękna kobieta została moją żoną. Mogła mieć każdego, a zdecydowała się na mnie. Poczesałem się. Niespecjalnie dbałem o wygląd, ale dziś wypadało. Generalnie byłem przeciętnej urody, jak sądzę. Brązowe włosy z niewielką grzywką, ciemne oczy, metr osiemdziesiąt dwa wzrostu. Nadwagi brak, ale ...
... skromna oponka już się tworzyła. Przynajmniej zęby miałem wszystkie. I kto mi teraz powie, że unikanie bójek się nie opłaca?
Po lekkiej kolacji poszliśmy do klubu. W zasadzie zrobiłem to niechętnie, bo niezbyt uśmiechało mi się tańcowanie z bolącym kolanem. A Alicja na pewno nie przepuści takiej okazji. Wybraliśmy jeden z tych porządniejszych lokali rozrywkowych. Zajęliśmy ostatni wolny stolik i zamówiliśmy drinki. Rozmowa też się nam dziś niezbyt kleiła.
– Przepraszam, można się dosiąść? – zapytał nas młody chłopak. – Nie ma już wolnych stolików, a u państwa widzę miejsce.
– Śmiało – zachęciłem. Może pomoże mi się trochę rozluźnić, pomyślałem. Byli we trójkę; dwóch młodych mężczyzn i jedna dziewczyna.
– Marek jestem – przedstawił się. – To moja siostra, Wiktoria. Tydzień temu miała dziewiętnaste urodziny, obiecaliśmy, że jak podrośnie, to wyciągnięmy ją z domu. I oto jest. Dosyć nieśmiała, więc proszę o wyrozumiałość.
– Mateusz, kolega służący zawsze pomocną dłonią.
– Moja śliczna żona Alicja, i ja, skromny człowieczek, Dawid – ukłoniłem się. Brak pewności siebie w towarzystwie zawsze ukrywałem licznymi dowcipami, więc szybko zacząłem opowiadać im kawały. W tym akurat byłem dobry, jak sądzę.
Rozmowa w szerszym gronie rzeczywiście pomogła nam się otworzyć. Starałem się cały czas mówić, żeby nie dawać pretekstu do wyskoczenia na parkiet, ale Alicja i tak mnie przechytrzyła.
– Już ich tak nie zamęczaj, chodź, zatańczymy – od razu wstała i pociągnęła mnie za ...