Gdy przegrywam z własnym ciałem
Data: 04.12.2019,
Kategorie:
czarny,
Zdrada
Masturbacja
Autor: Caroline l'Fey
Był smętny, mokry poniedziałek. Siedziałam sama w domu i usiłowałam skupić się na jakiejkolwiek pracy. Bez specjalnego powodzenia. Nosiło mnie. Nosiło mnie strasznie, jak zwykle zresztą przed okresem. Teoretycznie największa chcica powinna przychodzić w okolicy owulacji, ale mój organizm ma swoje własne narowy i nie zamierza podporządkowywać się normie. Od kiedy pamiętam, zawsze na 2-3 dni "przed" hormony robiły swoje i byłam napalona tak, że łapczywym okiem patrzyłam na każde ciało w spodniach. Chcica była czasami tak silna, że utrudniała normalne funkcjonowanie.
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że to już zahacza o seksoholizm. Że to praktycznie choroba. Zdawałam sobie sprawę - ale nic z tym nie robiłam. Komuś z zewnątrz - zwłaszcza facetom - wydawałoby się, że nie ma nic fajniejszego niż bycie nimfomanką, zwłaszcza, jeśli ma się jeszcze całkiem niezłe warunki i mężczyźni nie uciekają przed tobą z krzykiem. Ale uzależnienie od seksu nie jest fajne.
Szkoda, że ci, którzy mi zazdroszczą, nie wiedzą, jakie to upokarzające, gdy siedzisz w pracy i myślisz tylko o tym, żeby robota się skończyła, żeby można było rzucić to wszystko w cholerę i zrobić sobie dobrze. Czy ktoś się zastanawiał, co ja do siebie czuję, gdy rozmawiam z eleganckim klientem i nie zwracam uwagi na to, co mówi, bo mogę myśleć tylko o tym, jak by to było: mieć go na wyłączność w skotłowanej pościeli?
Myślałam, że po ślubie to się zmieni. Facet, za którego wyszłam był moim długoletnim przyjacielem. ...
... Miał wcześniej żenującą żonę, którą cechowała inteligencja rozwielitki, plastikowy styl ubierania się i chichot pensjonarki. Głupia sucz złapała go na dziecko - w przeciwnym wypadku Piotr nie miałby najmniejszych powodów, żeby się z nią wiązać. Mimo to, po trzech latach nie wytrzymał (jak długo można żyć z archetypiczną słodką idiotką?). Wziął rozwód. Amerykański sąd oczywiście przyznał córkę matce - fakt, że matka ma inteligencję draceny i emocjonalność ratlerka nie został uwzględniony.
Jednym słowem, Piotr został sam. On był samotny - ja nie miałam nikogo, znaliśmy się jak łyse konie - w naturalny sposób wylądowaliśmy w łóżku. Romans tylko umocnił naszą przyjaźń, więc zdecydowaliśmy się na ślub. Myślałam, że mnie zrozumie, że zaspokoi moje potrzeby. No, ale niestety - było tego zbyt mało. Po jakimś roku od momentu, gdy razem z Piotrem zamieszkaliśmy na przedmieściach Nowego Yorku, do domu obok wprowadzili się Hudsonowie.
Od razu wiedziałam, że będą z tego kłopoty - ale z determinacją ogłupiałej ćmy leciałam w ten ogień. Mark Hudson był największym ciachem, jakie w życiu widziałam. Wysoki, świetnie zbudowany Afroamerykanin, o boskiej skórze w kolorze palonej kawy - sprawiał, że na samą myśl o nim miałam mokro w majtkach. W stalowoszarym, doskonale skrojonym garniturze wyglądał po prostu zabójczo. Jego żona, Sue, także była łakomym kąskiem. Była mojego wzrostu, ale miała inną, typowo murzyńską figurę. Jej tyłeczek był jędrny, okrąglutki i aż prosił o pieszczotę. Gdy Sue ...